XI Niedziela Zwykła (B)

strefywiaryhomilie

[Mk 4,26-29]

Mamy do czynienia z kolejną przypowieścią, poprzez którą Jezus próbuje nam przybliżyć tajemnicę królestwa Bożego. Jedni twierdzą, że chodzi o proces wzrostu, inni, że o żniwa. Prawdę powiedziawszy, istnieje jeszcze jedna możliwość: punktem odniesienia jest po prostu ziarno samo w sobie, jego wewnętrzna siła, jego własna moc.

Bohaterem dzisiejszej Ewangelii jest zatem, bez wątpienia, ziarno. Sprawia nam ono jednak pewną trudność: nie za bardzo wiemy, co w związku z nim należałoby powiedzieć. Najczęściej próbujemy tłumaczyć przypowieść w wymiarze moralnym, szczególnie wówczas, gdy chcemy koniecznie wyciągać jakieś praktyczne wnioski: pojawiają się więc górnolotne zachęty i zaproszenia do cierpliwości, do spokoju, do nadziei, że pomimo nieciekawego początku i tak wszystko znajdzie swoje szczęśliwe zakończenie.
Tymczasem obraz ziarna (ziarna, a nie dopiero kłosa!) uświadamia nam, że moc tego, w czym mamy pokładać nadzieję – królestwo Boże – jest już teraz żywe, skuteczne, nie do powstrzymania: ono jest obecne, rośnie, rozwija się, dzieje się.

Królestwo jest przede wszystkim mocą Bożą, a nie wynikiem działalnością człowieka. Jest aktualne w swojej… nieaktualności. Ukazuje się bez zewnętrznych znaków, a przecież rośnie i rozwija się nawet wówczas, gdy wydaje się, że nic się nie dzieje; przynosi owoce nawet wówczas, gdy my tego nie dostrzegamy. Swoją życiową siłę posiada w sobie, nie otrzymuje jej w wyniku działań rolnika, choć one są konieczne i nie należy ich pomijać: rolnik zrobił to, co do niego należało i ziarno… zostawił. Ono ma siłę w sobie samym, nie uzyskało jej w wyniku działań rolnika.

Zachowanie rolnika jest jednym z trudniejszych wyzwań, dla nas, chrześcijan: wielu z nas – niestety – czuje się bezużytecznymi i bezrobotnymi, jeśli nie mówi innym, co mają robić albo czego mają nie robić… Człowiek wierzący – podobnie jak rolnik z przypowieści – „wie” wszystko, nie wie tylko „jak” (por. Mk 4,27), a to są dwie różne sprawy. Jest zatem dobrze poinformowany o królestwie Bożym, jest świadom jego obecności, dostrzega jego przejawy. To powinno mu wystarczyć; znajomość „jak” się ono realizuje nie wnosi nic nowego. Przypowieść (nie tylko ta zresztą) porządkuje zatem nasze myślenie, a niekiedy wręcz nakazuje jego całkowitą zmianę.

Zauważmy, że chrześcijanin nie jest ani budowniczym królestwa, ani jego projektantem, ani też zarządcą robót… A zatem, należałoby – choć brzmi to prowokacyjnie – zgodzić się na… bycie terenem, na którym się ono rozwija. A niekiedy postarać się – choć to wcale nie takie proste – o to, by po prostu nie przeszkadzać w jego rozwoju.

Jeśli uwzględnimy ewangeliczne perspektywy królestwa Bożego, okaże się, że nie ma w nim miejsca dla tych, którzy nieustannie zamartwiają jego losami się rozpaczliwie pytając „jak się to wszystko zakończy?”, ale nie mają odwagi powiedzieć, skąd należy zaczynać. Nie ma miejsca dla tych, którzy chcą decydować o porach roku, o czasie żniw, ale jedynie po to, by stwierdzić, że nie pasują one do ich programów i ustaleń. Nie ma miejsca dla tych, którzy posiadają konieczną wiedzę, ale nie chcą uznać, że to nie od nich ziarno przyjmuje instrukcje wzrostu.

Bywa i tak, że w naszych środowiskach stawiamy na „kłosy dorodne”, które w rzeczywistości okazują się… puste, a odrzucamy natomiast, które zawierają ziarna, ale „nie chcą się zginać”. W świetle rozważanej Ewangelii może się to okazać wielką pomyłką i niepowetowaną stratą.

Ziarno, wypełnia swoje zadanie tak jak chce i kiedy chce, i nie potrzebuje nikogo, kto by mu podpowiadał w jaki sposób ma się realizować.

Aby zrozumieć poprawnie przesłanie przypowieści trzeba „usłyszeć” ziarno, które rośnie, trzeba „zobaczyć” słowo,  które jest głoszone.

 

Z kolei poprzez przypowieść o ziarnie gorczycy z idei królestwa Bożego zostaje wymazana – raz na zawsze – wszelka pokusa panowania, zdobywania, przemocy… na rzecz koniecznej opieki i troski. Zauważmy: ptaki, które najpierw pojawiły się po to, aby wydziobywać ziarno, później gromadzą się w jego gałęziach. Nieprzyjaciele zatem zostali zwyciężeni, ale nie dlatego, że zostali pokonani, unicestwieni, zniszczeni, lecz dlatego, że zostali… przyjęci! Czyż to nie wspaniała i ewangelicznie wiążąca metoda działania na rzecz królestwa Bożego dla nas, chrześcijan, uczniów i naśladowców Jezusa?

Dla jasności, ziarno gorczycy nie jest najmniejszym z ziaren występujących na świecie, ale w Palestynie za takie uchodziło. Przeświadczenie, które wykorzystuje ten fakt, prowadzi do konkretnego wniosku: Bóg wybiera rzeczywistości najmniejsze, aby realizować swoje wielkie zamiary. Cokolwiek zamierzy jest Jego dziełem. Podobnie ma się rzecz z Jego królestwem: może być ono przypisane tylko Jemu.

Człowiek dzisiejszy postrzega rozwój rośliny, jej wzrost, jej rozwój, jako normalny proces zgodny z prawami natury. Człowiek Biblii natomiast dostrzegał w tym procesie cała serię cudów: malutki początek – wspaniałe zakończenie; zewnętrzna nicość – wewnętrzna wielkość.

Nie powinno się w tym obrazie na siłę doszukiwać idei wzrostu i rozwoju Kościoła, ponieważ królestwo Boże – choć działa na ziemi i w Kościele – nie może być z nim utożsamiane. Wygląda na to, że wszelkie próby „pomiaru” królestwa naszymi ludzkimi metodami są poza naszym zasięgiem. Posługując się językiem bardziej technicznym, można by powiedzieć, że królestwa Bożego nie da się w żaden sposób… „sfotografować”.

Istotnym elementem w ewangelicznym obrazie królestwa Boże jest też nacisk na chwilę obecną: ono jest tu i teraz. Ważna jest ta konkretna okazja, ważne jest to spotkanie z Jezusem. Pokora i niepozorność sytuacji nie może być pretekstem do przeoczenia czy odrzucenia wysuwanej przez Niego propozycji. Pomijając czy przeskakując codzienność, ryzykujemy rozminiecie się z Nim. Zbyt pobieżnie traktując codzienność, tracimy możliwość późniejszego napotkania królestwa. To w rzeczach codziennych objawia się nam prawda o królestwie. To w powszednich, na pozór mało znaczących chwilach, drzemie cała dorosła, dojrzała przyszłość.

Zwykły uśmiech. Gest solidarności, sympatyczne spojrzenie, dzielenie się chlebem, przyjaźń, stanięcie po stronie potrzebującego… tak niewiele, a staje się przepustką do szczęścia w niebie. Amen.

Ryszard Wróbel OFMConv

<<< PoprzedniNastępny >>>