I kto by pomyślał, że spotkanie z wędrowcem sprawi nam tyle problemów? Nie wiedzieliśmy kto to był. Mówił z obcym akcentem, nikt z nas go do tej pory nie widział. Stał się dla nas towarzyszem drogi i opowiedzieliśmy mu o naszych troskach. Ostatecznie mieliśmy do tego prawo. Nasz Mistrz niespodziewanie zostawił nas na pastwę naszych nieprzyjaciół. Dla nas wszystko się skończyło: królestwo które nam tyle razy obiecywał, miejsce w domu Ojca, a także sprawy prostsze, codzienne, do których zaczęliśmy się już przyzwyczajać: radość w Jego towarzystwie, otucha płynąca z Jego słów, a nawet z Jego milczenia. Z pustymi sercami wracaliśmy do naszej wioski. Pozostaliśmy z niczym…
Zaczęliśmy rozmowę z wędrowcem nie po to żeby się skarżyć, ale po prostu aby porozmawiać. Czuliśmy potrzebę uwolnienia duszy od ciężaru i po raz pierwszy spotkaliśmy kogoś kto zechciał nas słuchać. Zachowanie tego człowieka powinno wzbudzić naszą czujność, ale byliśmy zbyt zajęci naszymi myślami, naszym doświadczeniem przegranej. Szliśmy do Emaus. To miasteczko położone na uboczu, odizolowane od Jerozolimy gwarantowało nam egzystencję spokojną, melancholijną, gdzie moglibyśmy szybko zapomnieć o tym co minęło. W Emaus ostatecznie zostalibyśmy uwolnieni aby móc robić co się nam żywnie podoba, upijać się, zdradzać nasze żony, czuć się panami aż do granic naszego smutku. Poprzez wspólne uznanie naszej indywidualnej nędzy bylibyśmy w stanie przeżyć wszyscy.
Ale przyszedłeś Ty i zburzyłeś nasz niestabilny kompromis. Wmieszałeś się niepostrzeżenie pomiędzy nas i zmieniłeś wszystko w chwili gdy się ujawniłeś. Teraz już nie możemy żyć według planu który sobie wymyśliliśmy. Trzeba od nowa wszystko przemyśleć i wybrać inny wariant. Twoja obecność odkryła przed nami inny świat, którego istnienia nawet nie przeczuwaliśmy. Rzucił on nowe światło w mrok naszych serc: znak radości. To było dla nas coś nowego.
Nigdy w przeciągu trzech lat Twojego nauczania nie mówiłeś nam o radości. Mówiłeś o odkupieniu, o nowym prawie, wzajemnej miłości, równości wszystkich wobec Ojca. Uczyłeś przebaczać cudzołożnicom, mówiłeś że błogosławieni są cisi i ci co łakną sprawiedliwości. Dlatego szliśmy za Tobą. Ale o radości nie mówiłeś nigdy. Naszą normalną sytuacją nie jest radość, ale cierpienie. Cierpieniu jesteśmy w stanie stawić czoła sami, własnymi siłami. Mając je w sobie, na dnie serca, potrafimy je ukryć, zamaskować. Z radością jest inaczej. Radość wylewa się na zewnątrz, chce być dzielona z tymi którzy są dookoła, zmusza nas do modyfikacji naszego życia. Cierpienie potrafimy ukryć nawet przed sobą samymi, radości nie jesteśmy w stanie ukryć przed nikim. Radość to rzecz najtrudniejsza, jaką możesz nam nakazać, najmniej dostosowana do naszych ludzkich możliwości. Mniej niż krzyż czy nawet sama śmierć.
Do wczoraj przemawiałeś do nas językiem prostym, tak że wszyscy mogliśmy Cię zrozumieć. W Twoich słowach była gorycz, zagubienie, tęsknota, na-wet oskarżenie. A teraz nagle wprowadziłeś nowy element, który podważa wszystkie poprzednie. Radość przekracza strefę kontrolowaną przez człowieka. Jest ostatnią rzeczą do której człowiek mógłby dążyć. Kiedy raz przyjmie się radość, trzeba wykluczyć szereg innych rzeczy lub przenieść je na inną płaszczyznę. To, co kiedyś było ważne, w obliczu radości staje się nieistotne. Nie potrafimy już zapomnieć tej rzeczywistości, która stała się naszym udziałem, która nas dotknęła i naznaczyła na zawsze.
Mogłeś ukazać się na moment, przyłączyć się do nas na naszej drodze a potem zniknąć, wykorzystując półmrok przedświtu. Mogłeś opuścić nas wcześniej, kiedy jeszcze Cię nie rozpoznaliśmy, pozostawiając nas z naszymi zawiedzionymi nadziejami. Teraz nie masz prawa nas opuszczać. Teraz, kiedy dałeś nam poznać swój sekret. Nie będziemy w stanie unieść tej radości, jaką nam pozostawiasz, jeśli nie będziemy mogli dzielić jej z Tobą.
Emaus, oddalone od Jerozolimy o sześćdziesiąt stadiów, wioska którą uważaliśmy za bezpieczne schronienie po Twojej klęsce, teraz napełnia nas niepokojem, gdy dałeś nam znak zwycięstwa. Z jaką twarzą staniemy jutro wobec naszych rodzin? Jak im wytłumaczymy co się z nami stało, co uczyniło nasze twarze tak bardzo zmienione? Nie możesz teraz pozwolić byśmy poszli między nich sami. Nie zrozumieją nas, a my nie potrafimy im tego wytłumaczyć. Straciliśmy wspólną płaszczyznę z nimi w chwili gdy znaleźliśmy się z Tobą. Wczoraj odczuwaliśmy lęk i dlatego prosiliśmy Cię byś zatrzymał się z nami na noc, bo nie wiedzieliśmy kim jesteś. Ale teraz, kiedy się ujawniłeś, odczuwamy nie tylko lęk. Teraz mamy pewność, że nie potrafimy stawić czoła życiu które jest przed nami, jeśli Ty pozostawisz nas bezbronnych na drodze, z sercami przepełnionymi światłem.
Pozostań z nami, Panie, bo… dzień się zaczyna!!!
tekst: Giorgio Calcagno, Il Vangelo secondo gli altri.
tłum. red.