Słowa na piasku

zonedifedeczytanie

piasek

Co pisałeś na piasku, gdy faryzeusze przymuszali Cię do wydania opinii? Na Twój sąd czekała również ona – cudzołożnica, otoczona ludźmi już gotowymi, by ją ukamienować. A Ty, zamiast mówić – pisałeś… Począwszy od dnia, w którym opuściłeś swój dom w Nazarecie, nikt nie widział Cię piszącego, poza tym jednym jedynym przypadkiem. I nawet wtedy pisane słowa nie interesowały Cię zbytnio. Nikomu z nas nie udałoby się złożyć choćby jednego skończonego zdania z tych znaków, które skreśliłeś na piasku. Nie było tam żadnego ze słów, które znaliśmy.

Słyszeliśmy Twoją odpowiedź, kiedy faryzeusze i uczeni w Piśmie nalegali, aby rozpocząć egzekucję według prawa Mojżeszowego – ale nie chciałeś jej zapisać. Słyszeliśmy słowa, które powiedziałeś do cudzołożnicy, gdy zostałeś z nią sam, słowa, które rozpłynęły się w powietrzu. Ale aż do końca Twojej misji nie chciałeś niczego zapisać.

Twoje nowe prawo skierowane było na człowieka, na nieskończone bogactwo tajemnic jego duszy; nie można go było uwięzić w zbiorze reguł wyrytych w kamieniu, aby je potem przestrzegać w sposób coraz bardziej rygorystyczny. Tak wiele niesprawiedliwości popełniono już w imię spisanej nauki, tylu zdrad dokonano na koszt ducha, którego musiała bronić.

Odrzuciłeś pismo. Twoja nauka miłości nie mogła znaleźć swojego miejsca na tablicach prawa, zdecydowanie nie pasowała do całej tej nadbudowy, która się nad nimi nagromadziła przez wieki. Twoja nauka była wolna jak prawda, zaś komentatorzy prawa natychmiast uwięziliby ją. Jeśli wybrałbyś istniejące metody do jej przekazania, zostałaby zanalizowana, podzielona i usystematyzowana w świetle ich sofizmatów. Rozkruszono by ją na tyle fragmentów, że nikt nie byłby w stanie dokonać jej rekonstrukcji.

Uczeni w Piśmie nie mieli wyboru: był to warunek ich utrzymania się, nie mieliby bowiem żadnej siły, żeby Ci się przeciwstawić, jeśli przyznaliby Twojej nauce prawo do swobodnego rozprzestrzeniania się. Nalegając, byś zgodził się na konfrontację, w swej przebiegłości mieli nadzieję, że uda im się Ciebie pokonać. Ale Ty nie zgodziłeś się na rywalizację. Zostawiłeś im tablice, a dla siebie wybrałeś przykłady z życia, przypowieści dobrane w odmienny sposób dla każdego rozmówcy, proste i konkretne, dające możliwość dyskusji i przywracające człowiekowi jego zapomniane prawa.

Tak więc, kiedy od nas odszedłeś, zauważyliśmy, że nie mamy nic Twojego i zostaliśmy zmuszeni do spisania z pamięci tej nowiny, którą zechciałeś nam powierzyć. Czy zrobiliśmy źle? Być może. Ale uczyniliśmy to, aby nie zaginęło echo Twojego przesłania, aby na ziemi pozostała na zawsze jakaś, choćby niewielka cząstka Ciebie, wspomnienie Twoich słów, jeśli nie prawdziwe słowa – bardziej autentyczne od tych, które mogliśmy przytoczyć na naszych pergaminach. Wcale nie byliśmy pewni, że będzie to przez Ciebie mile widziane i świadomi byliśmy niebezpieczeństw, które mogliśmy napotkać. Przecież nasze słowa mogły zdradzić dawną naukę, umniejszyć ją, a następujący po sobie interpretatorzy mogli deformować jej znaczenie. Twoja nauka mogła również wpaść w ręce nowych faryzeuszów, którym służyłaby do usprawiedliwiania wszystkich nadużyć i sprzeniewierzeń ich nędznej polityki, do skonstruowania religii na ich obraz i podobieństwo, która zagnieździłaby się jak rak w ciele Twego Kościoła. Ale musieliśmy zaryzykować. Nie mogliśmy pozostawić Twych słów w zawieszeniu i powierzyć ich tylko prostej tradycji ustnej. Nie mogliśmy zrezygnować z przekazania innym, w sposób, który nam wydawał się najbardziej wierny, wspaniałej lekcji prawdy, której nauczyliśmy się od Ciebie. Zdecydowaliśmy więc, aby ją spisać. Ty sam mogłeś ofiarować dużo więcej, nie tylko pismo; my – nie. Nie mogliśmy zrobić nic innego, jak tylko pochwycić Twoją naukę, zawrzeć ją w ustalone formy i ostatecznie przekazać historii. Wiedzieliśmy, że tak postępując zubożymy ją nieuchronnie, ale mieliśmy nadzieję, że choć cokolwiek z ducha oryginału zachowa się w naszej prostej transkrypcji.

Stosując Twą naukę w codziennym życiu, ludzie zawsze będą pamiętać o Twym Duchu. Zaś karty Twego życia, które zrekonstruowaliśmy, będą mogły pewnego dnia ochronić ich przed pokusą zdrady, będą mogły pomóc im w wyłowieniu najbardziej autentycznego brzmienia Twego przesłania: tego, którego nie chciałeś zapisać w żadnej księdze, by uratować je przed zniekształceniem. Słów zawieszonych w powietrzu, nie do końca wypowiedzianych wtedy, gdy rozbroiłeś tych, którzy chcieli ukamienować cudzołożnicę, a ją odesłałeś do domu ze spojrzeniem pełnym miłości. Słów, które chcieliśmy odtwarzać, a których nikt nie mógł z całą pewnością przytoczyć po trzech latach chodzenia za Tobą po drogach Palestyny i słuchania Twej nauki.

Czy to była ta nauka, którą pisałeś pod spojrzeniem uczonych, siedząc na stopniach świątyni? Czy to były te litery, które kreśliłeś palcem, a które my bezskutecznie próbowaliśmy odczytać?

Byłoby to bardzo wygodne – otrzymać Twoje prawo precyzyjnie spisane, ale też chyba i nazbyt ryzykowne, bo nie można by go było przekroczyć, nie zrywając ostatecznie układu między człowiekiem a Bogiem, który Ty z takim trudem zrekonstruowałeś po długich wiekach rozdzielenia. Może więc chciałeś w ten sposób ustrzec ludzi przed największym grzechem ich świadomości?

Oby nasz wysiłek mógł posłużyć choćby przypomnieniu o istnieniu Twojej nauki ukrytej za naszymi małymi słowami, zachęceniu do jej szukania i odkrywania każdego dnia poprzez całą historię ludzkości.

Mogliśmy zasugerować ludziom, że Twoja prawdziwa Ewangelia nie jest zawarta w tekście, który napisaliśmy ani w zdaniach wyjętych z Twoich opowieści, ale w geście Twojego palca, który zostawił wiadomość w pyle ulicy. Faryzeusze nie zostali otwarcie potępieni, cudzołożnica nie otrzymała rozgrzeszenia, które dałoby jej pewne zbawienie na wieczność.

Twoja opinia pojawiła się w Twoim jakże wymownym spojrzeniu i w tych literach bez sensu – tajemniczych, umykających, nieprzeniknionych, które w ów wietrzny dzień wkrótce zasypał piach…

tekst: Giorgio Calcagno, Il Vangelo secondo gli altri.
tłum. red.

<<< PoprzedniNastępny >>>