Dziesiąty trędowaty

strefywiaryczytanie

Wtedy jeden z nich, widząc że jest uzdrowiony,
wrócił chwaląc Boga donośnym głosem,
upadł na twarz do nóg Jego i dziękował Mu.
A był to Samarytanin
(Łk 17,15-16).

 

Nie wskazuj mnie jako przykład, Panie. Najlepiej wcale mnie nie wskazuj. Uwolniłeś mnie od trądu, ja podziękowałem Ci publicznie, rachunki są uregulowane. Nie wiem, czy spełniłeś tylko swój obowiązek, czy coś więcej. Ważne, żebym wiedział, że ja wykonałem swój, ni mniej ni więcej. Niczego Ci nie podarowałem, tak jak Ty mi niczego nie podarowałeś. Jesteśmy kwita.

Nie jestem dobrym człowiekiem, Panie. Takim, żeby go można było zapisać złotymi zgłoskami w Twojej księdze życia. Byłem nikim, zanim zostałem dotknięty Twoją łaską i chciałbym nadal pozostać nikim. Nie chcę wchodzić do historii przez przypadek, na którego zaistnienie nie miałem żadnego wpływu. Pozwoliłem Ci wykorzystać mnie, aby zadziwić Twoją publiczność i przymnożyć Ci naśladowców, ale nie chcę Ci być nic winien. Wiem, że nie oczekiwałeś ode mnie pokłonu, może nawet nie chciałeś podziękowań. Ale nie chciałbym zalegać z długami, zwłaszcza w stosunku do Ciebie…

Nie mów, że byłem lepszy od innych. Wiem, że to może się wydawać logiczne, ale to nie prawda. Pozostałych dziewięciu, którzy poszli dalej nie oglądając się za siebie, może się wydawać niewdzięcznikami tylko dla kogoś, kto nie dostrzega niebezpieczeństwa, na jakie oni od tej chwili będą narażeni: Ty udzieliłeś im kredytu, a oni narazili się przez to na zawsze na szantaż Twojej dobroczynności. Na jakiej podstawie będą mogli się wymigać, gdy zażądasz od nich wierności w ramach rewanżu? Ja nie chcę czegoś takiego doświadczyć…

Mówiąc szczerze, nie bardzo mnie teraz interesuje czy jesteś Synem Bożym czy nie. Prawdopodobnie nim jesteś, bo przecież uzdrowiłeś mnie z trądu. I jeśli chcesz, wyznam to publicznie. Nie wykluczam też, że kiedyś, gdy do tego dojrzeję, ofiaruję Ci także głębsze, zaangażowane przylgnięcie, które dziewięciu moich mniej roztropnych kolegów zaofiaruje Ci pod przymusem.

To, czego najbardziej nie mogę znieść, to ta przypadkowość wyboru, nieunikniona dyskryminacja powołania, która sprawia, że odczuwam jako rzecz skradzioną innym to, co Ty uważasz za przejaw dobroci. Dlaczego to właśnie Samarytanin, a nie ktoś np. z Judei? Jak mam się pogodzić z myślą, że uzdrowienie z choroby jest osobistym wyróżnieniem? A gdybym dzisiaj nie przechodził Twoją drogą? Gdybym pozostał w swoim szałasie albo upadł gdzieś po drodze i nie spotkałbyś mnie?

Nie akceptuję zobowiązań określonych przez ten wybór, nie zgadzam się na wykluczenie innych, abym to ja mógł być wyróżniony. Nie przyjmuję obowiązku wdzięczności, jaki nakłada na mnie ta dyskryminacja na moją korzyść.

Nie zamierzam Cię pytać dlaczego Bóg, którego reprezentujesz, uczynił mnie trędowatym. Ale pytam czy wydaje Ci się rzeczywiście słuszne, aby w takich okolicznościach oczekiwać naszej wdzięczności?

A może oczekiwałbyś także, abym Ci dziękował za zło, które mnie nie dotknęło, a które Ojciec mógłby mi przecież zesłać, aby Ci dać więcej okazji do okazania wielkoduszności? Nie, ponieważ Ciebie nie interesuje reguła, ale wyjątek; nie zasada ogólna, ale przypadek, który nadaje się na pojedynczy akt miłosierdzia i apologię dla tłumów. Zdrowy, jestem jednym z wielu, wmieszany w tłum. Ale skoro nie muszą Ci okazywać wdzięczności tamci zdrowi, dlaczego mamy to czynić my, którym zafundowałeś najbardziej odrażającą chorobę tylko po to, aby pewnego dnia mogła Ci się ona przydać?

Potrzebujesz nas, chorych. Wiara dobrze się rozwija w cierpieniu, dojrzewa wśród łez. Ale teraz pozwól nam przynajmniej na to, abyśmy Ci nie byli wdzięczni. Po tym, jak wykorzystałeś nas jako instrumenty do Twojej gry, pozostaw nas wolnymi na końcu tego przedstawienia. Dziewięciu moich kolegów odeszło w spokoju. Ja jednak chcę mieć pewność. Wyraziłem podziękowanie, które wcale Ci się nie należało, aby zniszczyć czystość Twojego czynu i odzyskać zarazem całą moją wolność. Nie oczekuj więcej od człowieka, który respektował wszystkie reguły. Nie jestem Ci nic winien za to, że jesteś Bogiem…

tekst: Giorgio Calcagno, Il Vangelo secondo gli altri.
tłum. red.

<<< PoprzedniNastępny >>>