… czyli co się dzieje z człowiekiem, gdy umiera?
Wobec takiego pytania czujemy niemałe zakłopotanie. Istnieją pewne przesłanki (zanik oddechu, brak akcji serca, zakończenie czynności mózgu), które pozwalają na wydanie świadectwa zgonu. Czy jednak rzeczywiście objawy te oznaczają zakończenie życia? Czy śmierć biologiczna jest końcem ludzkiego istnienia?
Poszukując odpowiedzi na te pytania w Biblii, nie powinniśmy oczekiwać, że poszerzy ona zasób naszej wiedzy medycznej. Wypowiedzi biblijne odnoszące się do życia wiecznego są najczęściej obrazowe, alegoryczne, pełne symboli, przez co stają się trudne do zrozumienia i prowadzą do naiwnych wyobrażeń.
Współczesna teologia – a ściślej jej dział zwany eschatologią – stara się unikać reporterskiego opisu rzeczywistości pozagrobowej. Nie rezygnuje jednak z próby interpretacji i komunikatywnego przekazania wiary Kościoła dotyczącej wydarzeń ostatecznych oraz realizacji królestwa Bożego.
Eschatologia opisuje te prawdy w świetle radosnej tajemnicy paschalnej Jezusa Chrystusa, bo On właśnie – pogromca śmierci i grzechu – jest źródłem i fundamentem chrześcijańskiej nadziei życia wiecznego.
Spróbujmy zatem odkryć, co dzieje się z człowiekiem, gdy umiera…
Śmierć w tekstach biblijnych bywa często wiązana z grzechem (Rz 5,12). Nie oznacza to jednak, że bez grzechu człowiek nie musiałby umierać. Kościół wyznaje, że śmierć w formie udręki, fizycznego rozkładu ciała, zerwania międzyludzkich więzi, rozdzielenia duszy i ciała nie była zamierzona w planie Stwórcy. Śmierci Bóg nie uczynił (Mdr 1,13; por. Rdz 2,17; Rz 5,12). Nie powinno jej być i nie pozostanie na zawsze. Nasz sprzeciw wobec niej jest całkowicie uzasadniony i słuszny. Przeznaczeniem człowieka było i jest życie.
Chrześcijanin nie lęka się śmierci i ze spokojem oczekuje „wskrzeszenia umarłych i życia wiecznego w przyszłym świecie”, ponieważ wierzy, że zmartwychwstały Jezus Chrystus „powtórnie przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych”.
Chrześcijaństwo wyróżnia się wśród innych religii właśnie wiarą w zmartwychwstałego Chrystusa, żyjącego obecnie, oraz wiarą w zmartwychwstanie umarłych. W pierwszym przyjściu Syna Bożego na świat Bóg objawił swoją miłość i miłosierdzie. W Jego śmierci i zmartwychwstaniu już dokonał się sąd nad światem – wyrokiem jest przebaczenie grzechów. Z drugim przyjściem Jezusa „na końcu czasów” wiąże się natomiast wskrzeszenie umarłych, sąd nad wszystkimi ludźmi i dopełnienie losów świata. Nieznana jest jednak data tego przyjścia (por. Mk 13,32; 1Tes 5,1-2; 2Tes 2).
Jeśli jednak zmartwychwstanie nastąpi dopiero przy końcu czasów, co należy myśleć o dalszym życiu bezpośrednio po śmierci? Tego nie wiemy – Kościół na ten temat nie wypowiada się w sposób ostateczny i jednoznaczny. Teologowie podają różne interpretacje. Jedni przyjmują, że w tym „czasie przejściowym” dusza żyje oddzielona od ciała, przy czym nie może osiągnąć doskonałego szczęścia właśnie z powodu braku ciała; inni sądzą, że uwolniona dusza wchodzi w bardziej intymny i bezpośredni związek ze światem; jeszcze inni utrzymują, że zmartwychwstanie dokonuje się bezpośrednio po śmierci, ale dopełni się dopiero w Dniu Ostatecznym, gdy los jednostki włączy się w porządek losu całej ludzkości. Powszechne w przyrodzie zjawisko rodzenia, rozwoju i dojrzewania, starzenia się i obumierania każe nam patrzeć na śmierć jako na naturalny koniec życia cielesnego. „Jest czas rodzenia i czas umierania” (Koh 3,2). Czy śmierć oznacza zatem unicestwienie człowieka? Już starożytni filozofowie greccy doszli do wniosku, że dusza ludzka z natury swej jest nieśmiertelna. Człowiek wierzący nie może jednak zadowolić się jedynie odpowiedzią rozumową. Tej ostatecznej oczekuje od Boga i otrzymuje ją poprzez wiarę. Teologicznych podstaw nieśmiertelności musi upatrywać w wierności i miłości Boga względem człowieka.
Dla chrześcijanina śmierć nie jest bezsensownym, nieodwołalnym końcem, lecz nowym początkiem. Właśnie dlatego Pismo święte, mówiąc o śmierci, używa słów, które brzmią pocieszająco.
Sąd szczegółowy
Biblia i Tradycja Kościoła uczą, że los człowieka rozstrzyga się w chwili śmierci, która zamyka czas otwarty na przyjęcie lub odrzucenie łaski udzielonej w Jezusie Chrystusie. Bezpośrednio po śmierci każdy człowiek zostaje osądzony według jego uczynków (2Kor 5,10).
Wielu z nas myśli zapewne o jakimś trybunale, przed którym zjawia się zmarły, aby Bóg go osądził. Inni być może widzą wielką otwartą księgę, gdzie zapisane są wszystkie dane dotyczące naszego życia. Tymczasem pod tymi obrazami ukryta jest zasadnicza prawda: Bóg stoi na straży prawości i dlatego każdy z nas musi zdać rachunek ze swego postępowania.
Pismo święte podkreśla przede wszystkim, że Bóg nie jest zainteresowany potępieniem człowieka (J 3,16nn; Łk 19,10; 1Tm 2,4). To, czy człowiek osiągnie swój cel życiowy, zależy wyłącznie od niego samego. W chwili śmierci dostępuje on bowiem pełnego poznania samego siebie. Oczywistym staje się każdy szczegół, a także całość życia spleciona ze wszystkich pojedynczych decyzji człowieka.
Sąd szczegółowy nie jest zatem aktem zemsty Pana Boga, ale wynikiem decyzji podejmowanych przez człowieka za życia ziemskiego (por. Łk 6,37nn; Mt 12,33nn). Sąd Boży jest tylko podpisem pod decyzjami sumienia człowieka. W wyniku tego spotkania dusza nieśmiertelna bądź to podlega oczyszczeniu, bądź bezpośrednio wchodzi do szczęśliwości wiecznej, bądź też zaraz cierpi karę piekła. Biblia wyraźnie stwierdza, że śmierć na zawsze przypieczętowuje los człowieka. Poza nią istnieje już tylko to, co ostateczne.
Nauki o wędrówce dusz, czyli reinkarnacji, nie da się zatem pogodzić w żaden sposób z wiarą chrześcijańską.
Sąd Ostateczny
Sąd ten – zwany także powszechnym – jest aktem sprawiedliwości Bożej, który przysądzi człowiekowi zmartwychwstałemu jego miejsce w całości nowego świata; odsłoni społeczny wymiar i konsekwencje jego poszczególnych czynów, zarówno dobrych, jak i złych (Ap 20,11-15). Będzie on jednocześnie ostatecznym dopełnieniem ludzkiej historii i ukaże jej definitywny sens (por. Mt 25,31-36). Jest to chwila, w której Bóg objawi pełnię swoich zamiarów i zarządzeń Opatrzności, odda sprawiedliwość ubogim i uciśnionym, dokona ostatecznego rozdziału dobra od zła, pozwoli zatryumfować Bożej dobroci i sprawiedliwości, która polega na poszanowaniu wolności ludzi i udzieleniu im darów zgodnie z głęboką dyspozycją ich serc, objawiającą się w uczynkach (Rz 2,15-16).
Ci, którzy przyjęli Ewangelię, będą sądzeni na jej podstawie (Jk 2,12; Mt 22,37-40). Prawo wypisane w sercach ludzi będzie podstawą osądu dla tych, którzy tylko takie prawo znają (Rz 2,14-16). Prawo Mojżeszowe stanie się natomiast kryterium sądu dla tych, którzy się na nie powołują (Rz 2,12).
Niebo
Niebo jest stanem, a nie miejscem. Jest ono nowym, doskonałym sposobem życia. Oznacza pewną formę istnienia człowieka w idealnej i wiekuistej jedności z Bogiem i miłości, która jest stanem najwyższego i ostatecznego szczęścia. Nade wszystko jest rzeczywistością osobową, tzn. zjednoczeniem i przebywaniem z Jezusem Chrystusem (Flp 1,23; 1Tes 4,17). Pozostaje jednak tajemnicą niewypowiedzianą, która przewyższa wszelkie doczesne poznania i wyobrażenia (1Kor 2,9). Gdy Pismo święte używa wyobrażeń przestrzennych, mówiąc, że Bóg jest „w niebie” oraz „w górze”, to chce przez to wyrazić Jego odmienność i wzniosłość, a nie określić umiejscowienie nieba.
Czasem można usłyszeć zarzut, że chrześcijanie oczekują raju poza doczesnością, ponieważ kapitulują przed trudnościami, jakie niesie życie ziemskie. Być może jest to słuszne w odniesieniu do tego czy innego wierzącego, jednakże taka postawa nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem. Święty Paweł wyraźnie przypomina: „…każdy według własnego trudu otrzyma należną mu zapłatę” (1Kor 3,8). Dla nieba zatem nasze życie nie jest bez znaczenia. Nasz los rozstrzyga się już teraz w zależności od tego, co czynimy dzień po dniu. To, co decydujące, już się rozpoczęło, jedynie my nie zawsze potrafimy tak do końca uwierzyć w tę nową rzeczywistość ani w pełni nią żyć. Biblia często podkreśla, że w Chrystusie oglądamy Boga (J 12,45) oraz że przez Niego zostaliśmy wskrzeszeni do nowego życia i przeniesieni do nieba (Ef 2,4-7).
Piekło
Kościół nazywa piekłem stan ostatecznego potępienia czy odrzucenia od jedności z Bogiem. Wiąże się ono z radykalną samotnością, z zerwaniem wszelkich więzi ze stworzeniem oraz z cierpieniem i brakiem nadziei. Inaczej mówiąc, jest to totalna katastrofa, rozminięcie się z ostatecznym celem życia i związana z tym całkowita rozpacz.
W tę mroczną sytuację bez wyjścia nic nie może człowieka wtrącić; wejść w nią może jedynie on sam. Dzieje się to wówczas, gdy w krótkowzrocznym egoizmie sam zupełnie zamyka się w sobie i usiłuje na własny sposób stać się „błogosławionym”. Nie pragnąc niczego prócz samego siebie, rzeczywiście po wieczne czasy zostaje sam z sobą – i to jest dla niego piekło. Płonący w piekle „ogień” to właśnie owa trwoga przed zupełnym bezsensem, pustką, samotnością.
Czy istnieją ludzie, którzy w sposób całkowity rozmijają się z celem swego życia, ilu ich jest – Pismo święte nie podaje żadnej statystyki. W świetle Mt 25,41 jak dotąd w stanie wiecznego potępienia znajdują się demony – dla nich też został przygotowany ogień piekielny. W przypadku człowieka doświadczenie go jest realną możliwością. W każdym razie nikt nie został stworzony dla piekła. Jego istnienie, wbrew pozorom, nie sprzeciwia się miłosierdziu Bożemu – piekło jest bowiem właśnie odrzuceniem go. Miłość staje się bezsilna, gdy się jej nie aprobuje. W ciągu ziemskiego życia człowiek zawsze stoi wobec wyboru: przyjęcia lub odrzucenia miłości miłosiernej.
Teksty Pisma świętego oraz nauczanie Kościoła o piekle są przede wszystkim wezwaniem skierowanym do człowieka, aby odpowiedzialnie używał daru wolności, w obliczu życia wiecznego, do którego został powołany. Ponadto prawda o piekle stanowi ciągłe i nieustanne wezwanie do nawracania się, póki jest to jeszcze możliwe.
Czyściec
Powiedzieliśmy już, że los człowieka rozstrzyga się ostatecznie w chwili śmierci. Niemniej jednak Biblia wspomina o możliwości przebaczania w przyszłym świecie (Mt 12,32), o „ocaleniu tak jakby przez ogień” (1Kor 3,15),
o modlitwach za zmarłych, „aby zostali uwolnieni od grzechu” (2Mch 12,45). Pozwala nam to sądzić, że ludzki los niekoniecznie musi się dopełnić w samym momencie śmierci i że możliwe jest istnienie jakiegoś przejściowego okresu doskonalenia człowieka po śmierci (por. Mt 12,32) – pod warunkiem że umiera on w łasce i przyjaźni z Bogiem, a tylko skutki grzechów nie pozwalają mu na pełne z Nim zjednoczenie. Ten właśnie stan przejściowy nazywamy czyśćcem.
Czyściec zatem nie jest jakimś miejscem, lecz procesem, który zaczyna się, gdy człowiek ostatecznie spotyka Boga, ale nie jest jeszcze całkowicie do tego przygotowany (Ap 21,27).
Zrozumiałym staje się, dlaczego katolicy modlą się za umarłych i za „spokój duszy”. Stoi za tym przekonanie o wspólnocie wierzących, którzy są związani i wstawiają się wzajemnie za sobą (por. 1Kor 12,12nn); czyli modlitwy jednych pomagają drugim, w tym przypadku – zmarłym. Prawda o czyśćcu potwierdza, że śmierć nie stanowi granicy dla miłości ofiarującej się za innych. Możliwość obdarzania drugich obejmuje wszystkich wiernych, po tej i tamtej stronie życia.
Jak należy rozumieć owo „oczyszczenie”? Zauważmy, że obiegowe sformułowanie „ogień czyśćcowy” jest nieporozumieniem, ponieważ wyobrażenie sprawiających katusze płomieni wprowadza w błąd. W łacińskim określeniu purgatorium o ogniu nie ma w ogóle mowy. Święty Paweł mówi o oczyszczeniu przenośnie (1Kor 3,13-15). Oficjalne teksty Kościoła wspominają o „karach oczyszczających”. Czyściec wiąże się z pewnym cierpieniem, które należy jednak ujmować nade wszystko w kategoriach relacji międzyosobowych. Źródłem tego cierpienia jest świadomość czasowego oddalenia oraz pozbawienie możliwości oglądania oblicza Boga. Dusza cierpi, bo miłuje, a jednocześnie w tej miłości dojrzewa.
Bóg jako zdobyty – jest niebem
jako utracony – piekłem
jako badający – sądem
jako oczyszczający – ogniem.
Wiekuiste trwanie z Chrystusem po śmierci, proces oczyszczania ogniem miłości Bożej czy tajemnica odwrócenia się na zawsze od Boga są poza sferą naszych ludzkich wyobrażeń i nie sposób ich ująć w jasne i jednoznaczne pojęcia teologiczne. Nie przeszkadza to jednak, aby w wierze zaufać do końca Jezusowi Chrystusowi, który obiecuje nam: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto wierzy we Mnie, nie umrze na wieki” (J 11,25-26).