Mk 3,20-35
Opozycja i niezrozumienie wobec osoby Jezusa sprowadzają się zasadniczo do dwóch stanowisk: tego prezentowanego przez rodzinę i tego przez uczonych w Piśmie. Pierwsi osądzają postępowanie Jezusa na podstawie schematów dobrego taktu, drudzy – podpierając się argumentami teologicznymi – dają diagnozę bardziej wyszukaną, stwierdzając, że „ma Belzebuba” (Mk 2,22). I w jednym, i drugim przypadku Jezus zostaje umieszczony poza tzw. normalnością; Jego zachowanie nie wchodzi w żaden zakres powszechnie akceptowany.
Motywy interweniujących są odmienne. Rodzina chce Go sprowadzić do domu, uważając, że miejsce w którym obecnie przebywa nie jest Jego domem, że ludzie, którzy się wokół Niego kręcą jedynie zajmują Mu czas. Tej sytuacji trzeba temu jakoś zaradzić. starają się więc Go zatrzymać i sprowadzić na właściwą drogę. W ich staraniach widoczna jest bez wątpienia troska o fizyczną kondycję Jezusa: nie je, nie wypoczywa – długo tak nie wytrzyma. Można jednak dostrzec też sprzeciw odnośnie Jego planu: nie wypierają się Go, ale zdecydowanie nie podzielają Jego zamysłów. Wydaje się brać górę troska o dobre imię rodziny, o jej honor, stąd konkluzja: „Odszedł od zmysłów” (Mk 3,21). Poprawniej byłoby powiedzieć: Odszedł od naszych planów, od naszych schematów, od tego, co uznajemy za jedynie słuszne i dobre.
Ten sposób podejścia powtarza się i dzisiaj. My także ulegamy pokusie, by kochać innych na wzór rodziny Jezusa. Idziemy do innych, aby ich ‘wziąć’, aby ich włączyć w część naszych osobistych planów. Tymczasem myśląc za nich, decydując za nich, odbieramy im należną im… wolność. Nierzadko w podobnych sytuacjach mamy na ustach stwierdzenie, że jest to przejaw naszego zatroskania o nich, poświęcaniu się dla ich, ale jakże rzadko tego rodzaju poświęcenie rozumiemy jako dar z siebie, bez narażania wolności drugiego. Kochając prawdziwie drugą osobę, musimy przede wszystkim poświęcić własne ambicje, punkty widzenia, chęć programowania innych, kształtowania ich na obraz i podobieństwo nas samych.
Uczeni w Piśmie z kolei zaniepokojeni są wzrastającą popularnością Jezusa. Jego przepowiadanie zjednuje Mu coraz większą rzeszę zwolenników. Jakby tego było mało, głoszonemu przez Niego orędziu towarzyszą niebywałe znaki. Nie widząc innej możliwości powstrzymania, próbują przenieść problem na płaszczyznę religijną: „Ma Belzebuba” (Mk 3,22). W zacietrzewieniu nie dostrzegają sprzeczności w samym argumencie: tak twierdząc umieszczają opętanego i egzorcystę w jednej sobie, co stanowi trudny do ukrycia absurd.
Jezus nie odpowiada wprost na zarzut. Posługuje się natomiast porównaniem, aby skłonić swoich oskarżycieli do refleksji, i w konsekwencji do ostatecznego, słusznego i prostego wniosku: Szatan nie może walczyć sam ze sobą. Fakt – mimo, że oskarżający Jezusa nie zdają sobie z tego sprawy – pozostaje faktem: królestwo Szatana chyli się ku upadkowi, ale dzieje się to nie z powodu walk wewnętrznych w nim samym, lecz z tej racji, że oto nadszedł Ktoś większy i mocniejszy od niego. Jezus nie pozostawia żadnych wątpliwości: wraz z Jego nadejściem nadszedł koniec wszelkich sił zła. One wprawdzie doprowadzą Go na krzyż, ale właśnie tam, na krzyżu, jednocząc nas z Ojcem odniesie nad nimi decydujące zwycięstwo.
Życie codzienne potwierdza wydarzenia ewangeliczne. Wszystko co nowe, czego jeszcze nie było, stanowi zagrożenie dla spokoju, dla trwałości, dla utrwalonych zwyczajów… Lepiej więc – na tzw. wszelki wypadek – skwitować: bezprawne, nienormalne, podejrzane, itp..
Tak postępując narażamy się na tragiczne nieporozumienie, podobne do tego, jakie stało się udziałem uczonych w Piśmie. Oskarżali Jezusa, że wypędza złe duchy mocą księcia złych duchów, a sami dopuścili się rzeczy o wiele straszniejszej: wypędzili Ducha Świętego!
Jezus nie godził się i nadal nie godzi na to, by ktokolwiek zatrzymywał Go jedynie dla siebie. Nie mamy do Niego prawa własności czy wyłączności. On przyszedł na świat, żeby pełnić wolę Ojca, a nie naszą. Zatem i podział na ‘naszych’ i tych ‘obcych’ będzie możliwy tylko wówczas, gdy z całą pewnością ustalimy, gdzie jest On sam! Bez ustalenia tego faktu, wszelkie uprzednie podziały są zawsze ryzykowne i niepotrzebne. Amen.
Ryszard Wróbel OFMConv