[J 10,11-18]
Owca, stado, pasterz… Te obrazy nie oddziałują na nas tak samo, jak na słuchaczy Jezusa. Nie za bardzo mamy ochotę rozpoznać się w potulnym baranku biblijnym, symbolu łagodności. Może dlatego, że przyszło nam żyć w czasach przemocy, kiedy to łagodność uchodzi niemalże za winę; stado z kolei wydaje się być zaprzeczeniem tak modnej dzisiaj, niemalże obsesyjnie propagowanej, autonomii.
Jakiekolwiek byłyby nasze stanowiska w tej kwestii, tematem dzisiejszej Ewangelii nie są owce lecz… miłość! Szczególna wewnętrzna więź, która Jezusa łączy z Jego uczniami. Zatem chcąc właściwie zrozumieć jej przesłanie, musimy przenieść się poza bezpośrednio narzucające się, zbyt dosłowne odczucie. Będziemy zatem w stanie pojąć coś z Jezusowego opowiadania, gdy ustawimy się po stronie uczniów, którzy przez trzy lata przebywali ze swoim Mistrzem, słuchali Jego słów, obserwowali Jego czyny, byli świadkami Jego Męki i śmierci na krzyżu, ale którzy spotkali Go także już jako zmartwychwstałego. To wtedy dopiero zaczęli pojmować, że jest On dla nich Dobrym Pasterzem, który żył i nadal żyje dla nich, którego miłość jest mocniejsza od śmierci i że od tamtego, wielkanocnego poranka, nigdy już nie będą pozbawieni Jego obecności.
Stado w obrazie ewangelicznym nie jest nigdy bezpieczne, dlatego potrzebuje pasterza, który je ochroni. Ta właśnie szczególna troska o owce staje się sprawdzianem dobrego i złego pasterza, czyli pozwala odróżnić prawdziwego pasterza od najemnika.
Zatrzymamy się na cechach dobrego pasterza, bo on ma być dla nas wzorem: dla dobra owiec podejmuje ryzyko walki w ich obronie; kieruje się odpowiedzialnością, troską, uwagą; potrafi służyć z oddaniem; jest zawsze dla nich; jest tak niezwykle zatroskany, że „daje życie swoje za owce” (10,11).
Może warto przypomnieć w tym miejscu prawdziwie biblijny opis pasterza, także po to, by go przeciwstawić naszym potocznym wyobrażeniom bazującym raczej na „przesłodzonych obrazkach z Panem Jezusem”, niż na słowie Bożym: „Kiedy sługa twój pasał owce u swojego ojca, a przyszedł lew lub niedźwiedź i porwał owcę ze stada, wtedy biegłem za nim, uderzałem na niego i wyrywałem mu ją z paszczęki, a kiedy on na mnie napadał, chwytałem go za szczękę, biłem i uśmiercałem” (1Sm 17,34-35). To takim właśnie Pasterzem, gotowym na wszystko dla ocalenia owiec jest Jezus. Należy mocno podkreślić, że troska o owce – nawet za cenę własnej śmierci – jest z Jego strony świadomą i dobrowolną decyzją: „Życie moje oddaję… Nikt mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję” (10,17-18). Z Jego pojawieniem się wśród ludzi spełniło się jedno z największych pragnień Boga Ojca, który przez długi czas ustami proroków zapowiadał nadejście Pasterza na miarę Jego oczekiwań: „Oto Ja sam będę szukał moich owiec i będę miał o nie pieczę… Uwolnię je ze wszystkich miejsc, dokąd się rozproszyły w dni ciemne i mroczne… Zagubioną odszukam, zabłąkaną sprowadzę z powrotem, skaleczoną opatrzę, chorą umocnię, a tłustą i mocną będę ochraniał” (por. Ez 34, 8nn).
Między Pasterzem a owcami istnieje wzajemna, niezwykle głęboka „znajomość”. Słowo to w języku biblijnym posiada szeroki wachlarz znaczeniowy: od umysłu po serce, od zrozumienia po miłość, od uczucia po działanie. Nie przez przypadek używane jest do opisania najintymniejszej relacji małżeńskiej. Zatem, między wierzącymi i Chrystusem zachodzi realna i głęboka wspólnota, której nie mogą rozbić i zniszczyć owce „zbuntowane” lub „zagubione”. Jego miłość sięga o wiele dalej i dotyka każdego człowieka, nawet tego, który sobie nie zdaje z tego sprawy.
„Posłuchajmy dziś głosu Pasterza, który nas woła – komentował pewien średniowieczny pisarz – pozwólmy się Mu poprowadzić; poznajmy Go w Jego tajemnicy; nie dajmy się zwieść głosowi najemników; powierzmy się Jemu, bo tylko On jeden, ogarniając nas swoim spojrzeniem, powtarza nam swoje słowa miłości; dajmy się zbawić przez Jego śmierć, bo ona jest życiem i zmartwychwstaniem!”.
Za przykładem swojego Pasterza, każdy chrześcijanin winien nabrać odwagi, by – wychodząc ze swego stada – głosić nadzieję Ewangelii i prowadzić innych do pokoju i radości życia z Chrystusem.
Kościół nie może być jedynie owczarnią zamkniętą przed wilkami, czyli przed złem; musi być owczarnią otwartą na wszelkie dobro, które jest w świecie, w sercu każdego narodu, w duszy każdego stworzenia.
Zamysł Boga jest inny, niż nasz, dlatego pozostawmy Jemu ostateczne wyniki naszych wysiłków i starań, a my „czyńmy to, co do nas należy”. Zgromadzenie wszystkich owiec w jednej owczarni nastąpi, ale – paradoksalnie – poprzez całkowite oddanie życia Pasterza na drzewie Krzyża. To prawo ziarna rzuconego w ziemię, które musi obumrzeć, by przynieść owoc… To prawo macierzyństwa, które musi doświadczyć bólu rodzenia, by wydać na świat nowe życie… To prawo autentycznej miłości, która skłonna jest oddać własne życie, by osoba ukochana mogła ocaleć…
Ryszard Wróbel OFMConv