II Niedziela W. Postu (C)

strefywiaryhomilie, homilie-c

Łk 9,28-36

Punktem kulminacyjnym ewangelicznej sceny nie jest – wbrew potocznym odczuciom – przepełniona blaskiem postać Jezusa, ale głos, który się wówczas rozległ: „Ten jest Syn mój, Wybrany, Jego słuchajcie”. „Słuchajcie Go!” – to polecenie niezwykle istotne. Czasownik słuchać ma w Biblii znaczenie o wiele bogatsze, niż my mu dzisiaj przypisujemy, oznacza bowiem niejako trzy czynności razem: wysłuchać, przyjąć i realizować w życiu. Prawdziwy uczeń Chrystusa to zatem nie człowiek wizji, tylko osoba o wyczulonym… słuchu! Wyczulonym oczywiście na głos Mistrza!
Uczeń Jezusa słucha nie po to, by zaspokoić własną ciekawość, by zdobyć kolejne informacje dotyczące wiary, lecz po to, by stać się posłusznym głosowi Pana. My tymczasem tak często modlimy się, był to Pan Bóg nas słuchał, i to natychmiast! Czyż nie powinno być odwrotnie?!
Błędnym jest zamiar „naginania” Jezusa do moich wymagań, wygód, oczekiwań, sposobu pojmowania rzeczywistości. Jezus nie jest moją własnością. Tej samej pokusie (a może tylko nieporozumieniu?) uległ Piotr i pozostali dwaj świadkowie sceny Przemienienia: „Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy. Postawimy trzy namioty…”. Pomylił się, gdyż zdarzenie w którym brali udział zaczął traktować jako metę; w zamyśle Mistrza takie chwile są natomiast sygnałem do wymarszu, do powrotu „na dół”.
Bywa, że w tej naszej przestrzeni życiowej przywdziewamy maski anonimowości, szczelnie okrywające nasze prawdziwe człowieczeństwo i usiłujemy być wśród innych ludźmi, którym nikt nie ma nic do zarzucenia. Zależy nam, by ludzie takimi właśnie nas widzieli i w wielu wypadkach nam to wychodzi, albo przynajmniej tak nam się wydaje. Wewnątrz jednak mamy spory nieporządek: rany, skazy, winy, poczucie beznadziei i przegranej. Raz wynika to z niewłaściwego wyboru wartości, z faktu, że tam, gdzie powinniśmy powiedzieć „tak”, mówiliśmy „nie” (i odwrotnie); raz jest to „dziedzictwo” osobistej historii życia. W tym stanie zagubienia i dezorientacji nie jest łatwo się odnaleźć. Pierwszym przejawem nadziei na zmianę może być fakt, że zaczynamy sobie z tego zdawać sprawę…
Wówczas jedynym ratunkiem jest spotkanie z Chrystusem, który swoją mocą – a nie naszym, nawet najszczerszym postanowieniem – zdolny jest odmienić nasze życie i doprowadzić do tego, by nasze wnętrze zostało uporządkowane czyli przemienione. Powinniśmy zdobyć się na odwagę i błagać Go z całego serca, by moc idąca od Niego przeniknęła naszą poprawność lub niepoprawność, i dotarła aż do dna, gdzie skrywamy najtrudniejsze sprawy i najboleśniejsze rany; by do głosu doszły prawda, świętość, sprawiedliwość… i cały ten zestaw wartości, który On, Mistrz, zaproponował w Kazaniu na Górze, jako drogę do szczęścia.
Ci, co żyją nadzieją, widzą dalej; ci, co żyją miłością, widzą głębiej; ci, co żyją wiarą, widzą wszystko w innym świetle. Faktycznie, wiara jest tłumaczem Boga i bez jej wyjaśnień trudno jest cokolwiek zrozumieć z języka stworzeń.
Tak uparcie szukamy Boga gdzieś „poza”, On tymczasem jest obecny w naszym codziennym życiu. Wytężamy wzrok, by Go dostrzec gdzieś daleko, On tymczasem przechodzi tuż obok. Spoglądamy z uporem w niebo, nasze drogi tymczasem krzyżują się u zbiegu ulic…
Mistrz nie opuścił nas w chwili Wniebowstąpienia. Nie należy nigdy mylić „odejścia” ze „zniknięciem”: pierwsze z nich zakłada nieobecność, drugie – powoduje obecność, tyle że ukrytą. Jezus nie odszedł od nas, a jedynie ukrył się, zmienił swój sposób bycia z nami, przywdział strój codzienności…

To także rodzaj przemieniania, być może dla nas, chrześcijan, najpilniejszy, a przy tym – najbardziej dostępny. Czas Wielkiego Postu sprzyja dobrym decyzjom…

Amen.

<<< PoprzedniNastępny >>>