I Niedziela W. Postu (C)

strefywiaryhomilie, homilie-c

Łk 4,1-14

Kuszenie na pustyni stanowi prolog publicznej misji Jezusa Chrystusa. Czym jednak w konkrecie są te pokusy? Możemy powiedzieć, że stanowią one próbę, ze strony szatana, sprowadzenia Jezusa z drogi wierności Bogu, drogi, która naznaczona jest pokorą, ukryciem, słabością, upokorzeniem i krzyżem. Szatan proponuje Jezusowi trzy drogi „na skróty” z pominięciem tej jednej, niewygodnej, wyznaczonej Mu przez Ojca: łatwej popularności, osiąganej poprzez ograniczenie zbawienia do wymiaru jedynie ekonomicznego; władzy nade wszystko; spektakularnego sukcesu, czyli wykorzystania religii do celów wyłącznie osobistych. Jezus wszystkie te propozycje odrzuca i potwierdza niezłomną chęć kroczenia dotychczas obraną drogą.

Jezus ukazuje człowiekowi potrzebę także innego chleba.
Jezus odrzuca panowanie nad drugim człowiekiem, i proponuje cierpliwość, miłość, wolność, mimo ryzyka odrzucenia przez innych.
Jezus nie zamierza zachwycać ludzi łatwymi cudami, lecz podejmuje krzyż, narzędzie upokorzenia; cudem było właśnie „pozostanie na nim aż do końca” – w przeciwieństwie do tego, czego oczekiwali stojący opodal, żądni za wszelką cenę cudu po to, by uwierzyć.

Niektórzy uważają, że pokusy zwyciężone przez Jezusa są pokusami wszelkiego rodzaju mesjanizmów, na których opiera się potęga tego świata. W kręgu ich oddziaływania także i my pozostajemy, choć nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę. Także my musimy stanąć z nimi oko w oko. W gruncie rzeczy chodzi o decyzje wiary, które powinniśmy nieustannie podejmować, jeśli nie chcemy, by imię chrześcijan stało się wspomnieniem z przeszłości. Potrzeba nam takich przełomów – nawet jeśli nas sporo kosztują – by z przekonaniem i radością wypowiadać w codziennej modlitwie i na Eucharystii „bądź wola Twoja”. Każde doświadczenie duchowe, niejako z konieczności przechodzi przez pustynię. Mam na myśli próbę tymczasowości, prowizoryczności, poszukiwania, itp. Pustynia w wymiarze duchowym to miejsce, gdzie rzeczywistość zostaje odarta z pozorów, ulotności, złudzeń, przypuszczeń i sprowadzona jest do tego, co istotne, niezastąpione, jedynie konieczne. Na pustyni stajemy w obliczu „nieskończonego nieba, piasku i wobec samego siebie”: nic poza tym. To z tego powodu pustynia pociąga i zarazem przeraża – mawiali mnisi. To przestrzeń wielkiej samotności, a człowiek instynktownie ucieka od wielkiej samotności i lęka się owego „sam na sam” ze sobą. Z kolei bycie ze sobą zakłada bardzo angażujące „sam na sam z Bogiem”. Człowiek nie uświadamia sobie, że życie na pustyni nie oznacza jedynie życia bez innych ludzi, ale przede wszystkim życie z Bogiem i dla Boga. Ileż rzeczy byłoby prostszych, gdybyśmy dali się ogarnąć tej właśnie prawdzie.

Pustynia to również miejsce wyzwolenia, uwolnienia, oswobodzenia. Tyle, że ów ewangeliczny „program wolności” nie jest wykazem ułatwień, przywilejów, zniżek, o których nierzadko z pewnego rodzaju naiwnością marzymy. Mamy do czynienia z programem bardzo wymagającym, trudnym, realizowanym w klimacie prostoty i surowości, na drogach nie zawsze najłatwiejszych. Paradoksalnie jednak, to dopiero z chwilą, gdy zrezygnujemy z naszych „niepodważalnych pewności”, z naszych ulubionych komfortów… pewnością staje się Bóg. Dla kogoś, kto kroczy przez pustynię, istnieje obowiązek zadowolenia się wyłącznie… Bogiem! To On musi stać się wszystkim. Niemalże spontanicznie przychodzi mi na myśl zawołanie św. Franciszka: Bóg mój i wszystko!

Musimy zdać sobie wreszcie sprawę, że fakt, iż Jezus był kuszony, stanowi dla nas… dar, fakt pozytywny, dobrą nowinę. Trzeba odkryć wartość zbawczą tego faktu. Dzięki zwycięstwu Jezusa nasze pokusy nie mają już siły rażenia, siły śmierci: stają się miejscem życia, miejscem w którym nieustannie możemy doświadczać zwycięstwa Ewangelii. Nie pojmując tego, z wielką łatwością mylimy pokusę z grzechem: tak być nie może! Fakt bycia kuszonym nie jest grzechem: Jezus przecież był całkowicie wolny od grzechu, a mimo to był kuszony. Pokusa – jeśli stawimy jej czoła we właściwy sposób – staje się okazją do wzrostu. Pozwala nam zrozumieć, co jest w naszym wnętrzu, uczy nas poznawać samych siebie, czyni bardziej przekonującymi nasze wybory i decyzje z nich wynikające. Dojrzewanie w wierze wymaga pokus: „Synu, jeśli masz zamiar służyć Panu, przygotuj swą duszę na doświadczenie (pokusy!)” – pouczał starożytny mędrzec (Syr 2,1). Mimo tego wołamy w codziennej modlitwie: „I nie wódź nas na pokuszenie”. Dlaczego?
Trzeba rozróżnić pomiędzy pokusą konieczną do wzrostu w wierze (rodzaj koniecznej próby) i pokusą, która prowadzi na zatracenie. W modlitwie „Ojcze nasz” nie prosimy Boga, by nam oszczędził fatygi w wyborach, decyzjach… byłoby to bezsensowne… Prosimy Go o pomoc, by nie zatracić właściwego życiowego kierunku… Próba pustyni staje się więc próbą wiary: bez niej nie da się prawdziwie żyć. Ale w tym właśnie tkwi nasza szansa: dzięki obecności Jedynego Koniecznego „pustynia” traci swoją surowość, bezpłodność i przeradza się w żyzną ziemię, w urodzajny rajski ogród. Okaże się, że pustynia… może zakwitnąć, milczenie… staje się przesłaniem, samotność… tworzy wspólnotę. Amen.

<<< PoprzedniNastępny >>>