VI Niedziela
Wielkanocy (B)

strefywiaryhomilie, homilie-b, homilie-wielkanoc-b

[J 15,9-17]

Słowa Chrystusa odnotowane w liturgii ubiegłej niedzieli podkreślały potrzebę „przynoszenia owocu”. Winnica Pana nie może być jedynie ogrodem ozdobnym, elementem pięknego krajobrazu powodującym zachwyt oczu, przedmiotem podziwu. Musi „przynosić owoce”. Kościół, winnica Pańska, nie posiada sam w sobie samousprawiedliwienia. Powodem jego istnienia są właśnie owe owoce, których oczekuje po nim Właściciel. Miarą jego wartości jest korzyść, jaką odnosi człowiek.

W tekście najbliższej niedzielnej ewangelii zostaje doprecyzowane, na czym konkretnie polega „przynoszenie owoców”. W języku ewangelii Jana „owoc” to nie tylko ogólnie „dzieło, czyn dobry”. Określenie to bardzo konkretnie odnosi się do owoców miłości! Kto jest zakorzeniony w Chrystusie, kto w Nim żyje, powinien przynosić owoce dobroci, sprawiedliwości, pokoju. Jeśli chrześcijanin tego nie czyni, daje dowód, że jest… przegrany, upadły, stracony.

Słowo Boże jest jak ziarno: przenikając ludzkie serce, winno zawiązać się, zakwitnąć, wzrastać i przynieść owoc. Owoc miłosierdzia, przebaczenia, zaparcia się siebie, zrozumienia, zaangażowania na rzecz bliźniego, stawania w obronie słabych, zapomnianych, uciemiężonych, zapomnianych.

Padają mocne sowa: Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. Każde z tych zdań stanowi swoisty paralelizm pomiędzy Ojcem i Jezusem z jednej strony, a Jezusem i uczniami – z drugiej. Pierwsze zdanie wymienia po kolei… Ojciec, Jezus, uczniowie. W drugim kolejność jest odwrócona… Miłość zatem ma swoje źródło w Ojcu, przechodzi na Jezusa, a z Niego na uczniów. Warunkiem „pozostawania w miłości” jest zachowywanie przykazań Jezusa, tak jak On zachowywał przykazania Ojca swego. Wszystkie te przykazania zostają połączone w jedno, najważniejsze, które stanowi syntezę i pełnię ich wszystkich: miłość!

W centrum dyskursu Jan ewangelista umieszcza temat radości: To wam powiedziałem, by radość moja w was była i aby radość wasza była pełna. Radość jest więc owocem posłuszeństwa i miłości. Stanowi cechę wyróżniającą ucznia Jezusa. I nie jest to radość jakaś-tam, zwyczajna, ograniczona… Tu chodzi o radość pełną, kompletną, niemalże taką samą, jakiej doświadczał Nauczyciel, która ogarniała całe Jego życie i rozlewała się na całość Jego osoby.

Bóg wyprzedza nas zawsze w naszej wędrówce, w naszych odkryciach, a nawet w naszych decyzjach. „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili i by owoc wasz trwał…”. Zanim sam wybiorę, odkrywam, że Ktoś Inny już mnie wybrał. Ja mogę zdecydować jedynie dlatego, że Ktoś to uczynił wcześniej w stosunku do mnie.

Bóg przede wszystkim wyprzedza nas w miłości: „W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego…”. Także Piotr zauważy w swoim czasie, że Duch Święty wyprzedza oczekiwania ludzi: „Przekonuję się, że Bóg nie ma względu na osoby. Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie”.

Więzy przyjaźni, o jakich mówi Jezus, nie są więc zwyczajnymi związkami uczuciowymi, lecz wynikają z posłuszeństwa jednemu przykazaniu. Można tego doświadczyć, kiedy przez wypełnia­nie przykazania wejdzie się w komunię miłości, która nie pozwala nawet myśleć o jakimkolwiek zniewoleniu.

Wszystko, co znajduje się w sercu przyjaciela, zostało objawione przyjacielowi. Podobnie jak Ojciec nie traktował Syna jako swego poddanego, lecz ob­jawił Mu, przekazał wszystko, co miał w sercu, tak też Syn nie uważa swych uczniów za poddanych, ponieważ objawia im wszystko. Właśnie dzięki temu zostaje usunięte wszelkie zniewolenie, podporządkowanie. Również ucznio­wie otrzymują godność Syna, choć oczywiście z za­chowaniem pierwszeństwa Nauczyciela w stosunku do uczniów, podobnie jak istnieje pierwszeństwo Ojca wobec Syna.

Jest to bardzo śmiała propozycja, ponieważ pozostajemy synami przybranymi, a nie natural­nymi. Oczywiście w dalszym ciągu jesteśmy stwo­rzeniami, a On naszym Stwórcą. Tym niemniej analogia ta może być zachowana także na płasz­czyźnie przybrania za synów: tym, czym On jest z natury, my stajemy się na mocy przybrania, tak iż możemy powiedzieć, że rzeczywiście staliśmy się uczestnikami natury Bożej.

Czasami odczuwamy lęk, by nie zostać wyprzedzeni przez historię, przez wydarzenia, a nie zdajemy sobie sprawy, że Bóg i tak jest zawsze przed nami, przed naszą ostrożnością, przed naszym lękiem.

Ryszard Wróbel OFMConv

<<< PoprzedniNastępny >>>