V Niedziela W. Postu (C)

strefywiaryhomilie, homilie-c

[J 8,1-11]

Prawo musi istnieć jako wskaźnik zła. Ale kiedy zostaje przekroczone i grzech zostaje dokonany, wtedy prawo musi ustąpić miejsca miłosierdziu. Dzisiejsza Ewangelia zaprasza nas do tego, by – ilekroć staniemy przed konkretnym grzechem – takie nastawienie zwyciężało w naszym sercu. Trudne? Bez wątpienia! Ale z tą propozycją zwraca się do nas Syn Boży, ten który za wielką cenę spłacił nasze długi… ma zatem do tego prawo, jak nikt inny.

Kiedy przepis prawa zestawia się ze zdarzeniem, wniosek wypływa z matematyczną dokładnością; gdy natomiast obok przepisu prawa postawimy konkretnego człowieka, rzeczy nabierają innego kształtu, nie wszystko jest tak jednoznaczne jak się na pierwszy rzut oka wydaje… Problem w tym, że zmiana naszego spojrzenia w takim momencie powoduje zbyt wiele komplikacji, zbyt wiele kłopotów, a poza tym… świerzbią nas ręce, by chwycić za kamień i sprawę jak najszybciej zakończyć.

Jezusowe oddzielanie grzechu od grzesznika jest zaskakujące i prowokujące zarazem: On zmusza nas do daleko idącej odpowiedzialności, do każdorazowego wyboru, do spojrzenia w pierwszej kolejności we… własne sumienie. Aby potępić drugiego człowieka trzeba być rzeczywiście ślepym albo cierpieć na straszliwy zanik pamięci: trzeba pominąć tę rzeczywistość, która jest nam wszystkim najbardziej wspólna: ja także jestem grzesznikiem!

Jezus, gdy przyprowadzono do Niego kobietę, którą pochwycono na cudzołóstwie… nie stanął po stronie chwytających za kamienie. Podchwytliwe, przygotowane z całą perfidią pytanie nie zmieniło Jego nastawienia. Doskonałe wiedział, że wbrew pozorom, rozmówców absolutnie nie obchodził los owej nieszczęsnej kobiety; ona posłużyła im jedynie za pretekst; jej grzech dostarczył im okazji, by zbudować misterną pułapkę, w którą chcieli złapać Mistrza z Nazaretu: albo przekreśli Prawo, które w tej sytuacji jednoznacznie nakazywało kamienować winowajczynię, albo utraci sławę miłosiernego, jaką zyskał ze względu na okazywaną grzesznikom sympatię. Wina oskarżycieli – wbrew temu, co myślą o sobie – jest podwójna: nie tylko rozpoczęli rozmowę z pozycji sprawiedliwych obrońców Prawa, ale korzystają z niego jedynie po to, by doprowadzić do zguby Jezusa, jedynego Sprawiedliwego.

Reakcja Jezusa jest zaskakująca: niewzruszony ich przebiegłym planem, nachyliwszy się, pisał palcem po ziemi. Od wieków uczeni snują domysły nad treścią Jezusowych zapisków. Może – jak zauważa jeden z autorów – nie chciał napotkać spojrzenia podstępnych oskarżycieli: oczy grzesznika, który w poczuciu własnej sprawiedliwości potępia bliźniego, nie należą do najprzyjemniejszych widoków…, nawet dla miłosiernego Jezusa. A może po prostu… był to gest „świętej obojętności” wobec ludzkiej pychy?

Oskarżyciele nie rezygnowali i z całym motłochem gapiów, jaki w takich sytuacjach się gromadzi wokół, domagali się wyroku za wszelką cenę. Wtedy podniósł się i rzekł do nich: Kto z was jest bez winy, niech pierwszy rzuci na nią kamień.

To proste stwierdzenie postawiło do góry nogami cały ich system wartości, do którego byli tak bardzo przywiązani. Oto w jednej chwili musieli dokonać rozrachunku… tym razem jednak z osobistym dorobkiem, z własnymi grzechami nierzadko skrzętnie ukrywanymi. Zmuszeni zostali do odpowiedzi sobie samym na pytanie, co było faktycznym motywem ich „świętego oburzenia” i wynikającej z tego reakcji, i czy są gotowi wziąć na siebie pełną odpowiedzialność za proponowane rozwiązanie…

Chwila zaskoczenia podziałała paraliżująco, i natychmiast, jeden po drugim… poczęli odchodzić. W końcu na placu pozostała tylko kobieta i Jezus; pozostała „nędza i miłosierdzie”, jak to pięknie ujął św. Augustyn.

Nikt cię nie potępił? – być może po raz pierwszy w swoim życiu spotkała mężczyznę, który spojrzał na nią bez pożądania, bez pogardy – I Ja cię nie potępiam. „Nie potępiam cię, ponieważ Ja sam niedługo zostanę potępiony w twoje miejsce, wkrótce zapłacę za twój grzech”. Niewinność zna bowiem tylko jedną sprawiedliwość: cierpieć za winnego. Idź więc i nie grzesz więcej. To znaczy przestań źle czynić: sobie samej i innym.

„Nie mogła już grzeszyć więcej. Skąd miałaby wziąć chęć do dalszego grzeszenia. Nie miała potrzeby wypełniać swojego ubóstwa grzechami. Jej serce już na zawsze będzie przepełnione uznaniem, miłością, radością. Odejdzie ułaskawiona, a nie osądzona” (L. Evely).

Sprawiedliwość jest wtedy, gdy dostajemy to, na co zasługujemy. Miłosierdzie jest wtedy, gdy nie dostajemy tego, na co zasługujemy. Łaska natomiast jest wówczas, gdy dostajemy to, na co nie zasługujemy.

Wydarzenie, o którym mowa, powinno wystarczyć, aby na ustach chrześcijanina zamarły jakiekolwiek słowa potępienia w stosunku do siostry czy brata. A jednak tak się nie dzieje. Zajęcie to nie potrafiło zachwiać pozycji jednego z najstarszych i – proszę wybaczyć określenie – najbardziej idiotycznych „zawodów” świata: wyznawania cudzych win! Kto z nas nigdy nie brał w tym udziału…

Moje grzechy są przerażające, lękam się pozostać z nimi sam na sam i dlatego szukam towarzystwa grzechów innych ludzi. Moje cnoty są zbyt słabe, dlatego muszę je podpierać bez przerwy winami drugich – i nie ważne czy są zmyślone czy prawdziwe.

Jak niewiele trzeba było, aby podnieść tę upadłą kobietę… Jezus nie prawił jej kazań, nie pouczał, nie wypominał… okazał jedynie miłość, pozwalając w ten sposób, by ona sama osądziła siebie. Dać drugiemu dar zaufania znaczy tyle, co podarować mu okazję do nowego startu. Nadmiar zaufania okazuje się niekiedy pomyłką, ale brak zaufania – zawsze jest nieszczęściem!

Zwróćmy uwagę, że Jezus okazał miłość także oskarżycielom kobiety. Swoim pytaniem nie tylko wyrwał się z ich pułapki, ale dał im szansę, by przyjrzeli się swemu własnemu sumieniu i zobaczyli to, co jest w nich złe. Kłopoty z ludźmi uważającymi się za sprawiedliwych polegają na tym, że są oni takimi samymi grzesznikami, jak ludzie których potępiają, tyle że o tym nie wiedzą. Dlatego trudniej jest im pomóc. Podstawowym pytaniem jest bowiem zawsze: co motywuje twoje działanie?

Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą (Mt 7,1-2). Ulegając zatem pokusie wydawania sądów –  chcemy czy nie – sami wydajemy wyrok na siebie. Cała Biblia potwierdza, że Bóg zastrzegł sobie prawo do sądzenia ludzi i strzeże go zazdrośnie.

„Masz zatwardziałe serce – zdaje się mówić Jezus – a ponieważ jest ono takie… wybierasz sprawiedliwość. A ponieważ wolisz sprawiedliwość, niełatwo ci uwierzyć w miłosierdzie. Nie ufasz mi i nie posiadasz wiary, która usprawiedliwia. Jedynie miłość może zawierzyć miłości. Jeśli kochasz niewystarczająco, by móc uwierzyć w moją miłość, ranisz mnie niezmiernie swoim sceptycyzmem i niedowiarstwem, podobnie jak faryzeusz i uczeni w Piśmie, którym wytrąciłem z rąk kamienie…, i którzy wkrótce potem, podpisali na Mnie wyrok śmierci… Chcesz, by twoje prawa były uszanowane, uszanuję je! Lecz pod koniec twego życia Ja upomnę się o swoje… Wybierz miłosierdzie, a nie będziesz podlegać sądowi”.

Sprawiedliwość jest wtedy, gdy dostajemy to, na co zasługujemy. Miłosierdzie jest wtedy, gdy nie dostajemy tego, na co zasługujemy. Łaska natomiast jest wówczas, gdy dostajemy to, na co nie zasługujemy.

Dla jasności: Jezus identyfikuje się z nami nie poprzez udział w naszych grzechach, lecz przez dzielenie z nami ich skutków, czyli cierpienia, którego doznajemy, gdy odkrywamy nasze wewnętrzne zakłamanie i osobiste grzechy. I nieważne jak daleko od Niego w naszym życiu odejdziemy: Jego miłosierdzie dosięgnie nas wszędzie.

To dlatego z pełną ufnością mogę wyznać: „W moim życiu jest mnóstwo rzeczy, które są nieusprawiedliwione, zawiłe, zagmatwane, pomylone i nieodpowiedzialne. Czuję jednak niewypowiedzianą wprost ulgę, ponieważ Twoja cudowna miłość, Boże, sprawia, iż nic w moim życiu nie jest… niewybaczalne!”. Amen.

<<< PoprzedniNastępny >>>