Niedziela Palmowa (C)

strefywiaryhomilie, homilie-c

Łk 19,29-40: Uroczysty wjazd do Jerozolimy

 

Zapraszam dzisiaj do osobistego zamyślenia się nad tekstem opisującym Mękę Jezusa… Jako wprowadzenie do osobistej medytacji nad nimi proponuję chwilę refleksji na ewangelią, którą czytamy w czasie obrzędu wstępnego, czyli tradycyjnej procesji z palmami.

 

Jezus przybywa do Jerozolimy… Zatrzymuje się na kilometr przed Miastem Świętym, w okolicy Betfage i Betanii, i ten ostatni kilometr pokonuje siedząc na osiołku. Nazwy geograficzne nie służą jedynie zaspokojeniu naszej ciekawości: mają swoje znaczenie – Betania znaczy „dom biednego” (zatem Jezus nie zatrzymuje się w super hotelu, lecz przybywa jako ubogi); posłuży się też osiołkiem, typowym „pojazdem” ludzi biednych, i to w dodatku pożyczonym; z kolei Betfage oznacza prawdopodobnie „dom owoców”.

W całym epizodzie Jezus zachowuje się i postępuje jak Pan. Słowa poleceń wydawanych przez Niego wyrażone są w trybie rozkazującym: idźcie, odwiążcie, przyprowadźcie, powiedzcie… W czynach Jezusa widać tę samą wszechwiedzę i wszechmoc, jaką dysponował Bóg Jahwe.

Jezus wjeżdża na osiołku. Przez ten fakt chce, by uczestnicy tego zdarzenia zrozumieli, że On wkracza do Jerozolimy nie jako zwykły pielgrzym (jak to miało miejsce wcześniej), nie jako wędrowny rabin, ani nawet jako zwycięski generał: przybywa jako obiecany Król! I to król bezbronny, pokorny, pełen pokoju; odcina się od jakiejkolwiek przemocy. Warto sobie ten obraz Jezusa wkraczającego do Miasta Świętego zapamiętać i nieustannie przypominać.

Jezus proponuje siebie samego, ale nie stosuje żadnego przymusu. Nie próbuje kogokolwiek podporządkować. Nie stosuje żadnych nacisków ani na społeczeństwo, ani na grupę, ani na jednostkę. Dlaczego zatem tak często obawiamy się, że jeśli nie będę posłuszny Bóg się zemści, ukarze mnie, zniweczy? Te obrazy, niestety, nie zostały z nas usunięte i ciągle wyrządzają wiele zła w naszych sumieniach. Dajmy się wreszcie przekonać, że nie mają one nic wspólnego z prawdziwym obrazem Boga. Bóg nie ma potrzeby być takim, ani posługiwać się takimi środkami: to jest język naszej skrzywionej psychiki, to jest wyraz naszego stylu działania, bo to my chcemy działać przy pomocy nacisku, przemocy, ataku itp. Niestety, nierzadko także w sprawach Bożych. Czy nigdy nie przychodzi nam na myśl, że skoro Jezus założył Kościół, to oczekuje, że ten Kościół (a więc i my) zastosuje Jego sposoby działania, Jego styl?

Człowiek wierzy w siłę… Z ubogimi środkami czuje się niepewnie: to schorzenie wszyscy nosimy w sobie, wszyscy, nie tylko niektórzy z nas – niekiedy jedynie brakuje okazji, aby wyszło to na jaw.

Jezus przybywa z mądrością i dobrocią, które potrafią oświetlić najciemniejsze strony ludzkiego serca. Jego słowo pozwala nam dostrzec nasze prawdziwe oblicze i prawdziwą relację z Bogiem. Bez wątpienia chce nas przeciągnąć na swoją stronę, ale za pomocą dyskretnej, pełnej miłości i dobroci propozycji: Stoję u drzwi i kołaczę (Ap 3,20). Uwierzmy wreszcie, że to nie jest jedynie wspomnienie z przeszłości: to jest zawsze aktualna prawda! Także dzisiaj! Także dla nas!

Dla Jezusa liczy się jedynie królestwo Boże, którego nadejście ogłosił z chwila rozpoczęcia swojej publicznej działalności. Ileż razy słyszeliśmy Jego zaproszenie? A mimo to, zachowujemy się jak osoby, które niestety Jego propozycji nie zrozumiały. Jedną rzeczą jest to, co Bóg obiecuje, co Ewangelia obiecuje, a inną to… czego my się spodziewamy: nie zawsze te dwa punkty widzenia są ze sobą zgodne. Niejednokrotnie obietnica Boga zostaje wykrzywiona poprzez nasze oczekiwania; nadajemy jej znaczenia, których tak naprawdę nigdy nie miała.

Ludzie wznoszą okrzyki na cześć królestwa, które powraca, ale nie zauważają, że Jezus ma na myśli zupełnie inne królestwo niż oni: w ich przypadku nad obietnicami Boga wzięły górę oczekiwania polityczne, które krążyły w ich środowisku. A dzisiaj, w naszym przypadku, czy jest inaczej?

Jak zatem należy rozumieć to królestwo Boże, które On proponuje? Jako pełne miłosierdzia i dobroci działanie Boga na rzecz człowieka. Bóg dostrzega tragedię ludzkości i postanawia jej pomóc. Przygotował specjalny plan zbawienia, który ma wyzwolić ludzkość z wszelkiego zła i na nowo zbudować historię człowieka. Ta Boża determinacja przepojona miłosierdziem jest najlepiej widoczna w słowach i działaniu Jezusa Chrystusa. A On przychodzi do człowieka potrzebującego: chorego, zmęczonego, paralityka, grzesznika…

Żeby jednak właściwie zrozumieć intencję Jezusa, musimy wyzbyć się zbyt moralistycznego sposobu patrzenia na problem grzechu. Często bowiem patrzymy na grzech przez pryzmat wykroczeń wobec przepisów prawa, gdy tymczasem grzech w ujęciu biblijnym oznacza… zupełne rozminięcie się z celem życia! Grzesznik to człowiek, który po wielkim wysiłku budowania odkrywa nagle, że to co stworzył w swoim życiu, jest zwykłą ruiną nie nadającą się do niczego. Chodzi zatem o pomyłkę egzystencjalną, o sytuację, w której człowiek niszczy swoje życie, rujnuje je, wyzbywa się jakiejkolwiek nadziei. To do takich ludzi przychodzi Jezus z propozycją królestwa Bożego.

Wierzcie w Ewangelię to znaczy uwierzcie wreszcie, że Bóg jest mocniejszy od tego wszystkiego, co was przytłacza, nieważne co to jest. Nie ma powodu, by ktokolwiek czuł się odsunięty na bok, nawet jeśli moralnie rzecz ujmując – nisko upadł.

Bohaterowie tamtych wydarzeń, czyli uczniowie i wiwatujący tłum, nie do końca zdawali sobie sprawę z symbolicznych rozmiarów pochodu, w którym brali udział. Raz jeszcze potwierdza się biblijna prawda, że Jezus objawia siebie w sposób ukryty. Objawia się, ale tylko tym, którzy mają „uszy do słuchania” i „oczy do patrzenia”. A jak to jest z nami? Amen.

<<< PoprzedniNastępny >>>