I Niedziela Wielkanocy (C)

strefywiaryhomilie, homilie-c

J 20,1-9

Czy rzeczywiście odkrywanie obecności Zmartwychwstałego, to znaczy Żyjącego Chrystusa, jest celem naszego życia? Można niekiedy odnieść wrażenie, że to, co najbardziej zaprząta nasze sumienia w czasie Świąt Wielkanocnych (nie wyłączając przeżywania sakramentu spowiedzi) to „pobożna” pokusa, by… być w porządku, by przynajmniej przez te kilka dni w roku nie mieć sobie nic do zarzucenia… Wtedy jednak wiara staje się „aktem biurokracji chrześcijańskiej”, gdy tymczasem powinna być bodźcem do nawracania się  i do działania!
„Jeśliście więc razem z Chrystusem powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze…” (Kol 3,1) – napomina i zarazem zachęca św. Paweł. Czy naprawdę zmartwychwstaliśmy z Chrystusem? Czy tego rzeczywiście pragniemy? Nie powinniśmy unikać odpowiedzi na te pytania, jeśli chcemy szczerze i uczciwie radować się dzisiejszym świętem. Jeśli nasze pragnienia są autentyczne (a tylko wtedy możemy mówić o prawdziwym uczuciu) musimy chcieć żyć „jak zmartwychwstali”, a nie tylko cieszyć się z tego, iż Chrystus dokonał tego jako pierwszy.
To zadziwiające i niepokojące zarazem, że my – uczniowie Chrystusa zmartwychwstałego, czyli Żyjącego (potwierdzamy to przecież w każdym wyznaniu wiary!) – wolimy dostrzegać jedynie „ciężki kamień”, który zataczamy nad grobem naszych ograniczoności (tak często dumnie prezentowanych jako nasza samowystarczalność), a którego nie potrafimy odsunąć. i zapominamy, że to nie my, lecz On, Jezus ma tego dokonać: tylko pozwólmy Mu na to! Tylko nie każmy Mu czekać z gestem wyzwolenia do następnej Wielkanocy.

Pragniemy – przynajmniej w deklaracjach – pełnić wolę Bożą. A to oznacza, że chcemy kierować się w naszym życiu „Boskim punktem postrzegania rzeczywistości”. Nasze deklaracje ma potwierdzać nasza wiara. A ona oznacza niezgodę na to, by świat dalej toczył się ku zagładzie i śmierci, także ten mój świat osobisty, rodzinny, wspólnotowy, sąsiedzki, ojczyźniany. Nie da się szczerze świętować Wielkanocy, jeśli nie zgodzimy się na przemianę skali wartości, którą kierujemy się w życiu na taką, z której będzie zadowolony Bóg – a nie tylko ośrodki badania opinii publicznej, demokratyczna większość, komentatorzy blogów internetowych, sprawujący władzę, tolerancyjni „inaczej” (zazwyczaj tylko względem sobie podobnych) .
Na nic się zdadzą nasze wizyty przy pięknych, ale pustych grobach, bo nierzadko stają się one kolejną, ledwie dostrzegalną pokusą: pozostajemy przy nich dumni z siebie, że stać nas na taki wysiłek, i tyle. Jezus tymczasem chce naszych świadectw o Nim w życiu, oczekuje dowodów że naprawdę jesteśmy przekonani, iż Jego tam już nie ma. To jest możliwe, tylko przestańmy się wreszcie obawiać Boga, który daje nam życie!

Powróćmy na moment do dzisiejszej Ewangelii. Maria Magdalena z wielkim zatroskaniem zdąża do grobu Jezusa, gdy jest jeszcze ciemno. Gdy zastaje kamień odsunięty nie rozumie co się stało, szuka jakiegoś naturalnego wytłumaczenia, nie potrafi dostrzec innego znaczenia zaistniałych faktów, niż to, co jej podsuwa dotychczasowe doświadczenie. Zdezorientowana postanawia podzielić się swoim zakłopotaniem z apostołami Piotrem i Janem. Wtedy i oni ruszają do grobu. W ich osobach możemy dostrzec obraz Kościoła, który od samego początku szuka śladów Zmartwychwstałego Pana!

Tak było wówczas, tamtego poranka. A dzisiaj?

Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych. Tylko Jego słowo jest w stanie pomóc na przekroczyć tajemnicę pustego grobu i doprowadzić do spotkania z Żyjącym. Nikt dzisiaj nie potrzebuje bronić czy zdobywać grobu Chrystusa, który stał się kolebką Kościoła: fakt jest aż nazbyt oczywisty – ten grób jest pusty. My dzisiaj, podobnie jak wówczas pierwsi uczniowie, możemy pójść i go zobaczyć. Znajdziemy w nim tę samą NIEOBECNOŚĆ.
Także dzisiaj, w Kościele, który nadal poszukuje znaków Zmartwychwstałego, istnieje różnica temperamentów i sposobów. Jest uczucie Magdaleny, intuicja Jana, powolność Piotra. Mamy zatem do czynienia z różnymi duchowościami (drogami świętości). Wszyscy jednak – jeśli rzeczywiście pozostajemy w Kościele – mamy wspólne pragnienie obecności Chrystusa.
W obrazie ewangelicznym podsuwanym nam dzisiaj ku refleksji przez liturgię Słowa możemy odnaleźć przykład właściwie pojętej ewangelicznej współpracy: w wierze nie ma żadnego przymusu, jeden drugiemu komunikuje, to co sam odkrył, i wtedy – już wszyscy razem – są w stanie dostrzec ślady obecności Pana! Gdyby Magdalena nie podzieliła się swoim odkryciem. Gdyby Piotr i Jan nie pomogli jej w poszukiwaniach. Gdyby zwyciężyło przekonanie, że żaden wysiłek nie ma już sensu, grób Jezusa pozostałby tam, w ogrodzie, i z czasem zostałby zapomniany. Na szczęście stało się inaczej!
Bądźmy zatem gotowi dzielić się z innymi swoim doświadczeniem wiary, nie lękajmy się naszej wiary w obecność Żyjącego Pana, bo to właśnie może stać się dla innych najkrótszą drogą do prawdziwego spotkania się ze Zmartwychwstałym!
Żyjący Chrystus idzie przed nami do naszych Galilei, jest obecny na wszystkich drogach naszego życia. Podążmy za Nim, nie opierajmy się dłużej Miłości. Tylko wtedy będziemy mogli szczerze zaśpiewać radosne Alleluja!

Świat z niedowierzaniem pytał nocy: Czy to możliwe?
Niosąc na sobie zasłonę bólu, stał się niemym świadkiem wypełnienia Słowa.
Blask Zmartwychwstania odbił się w jego oczach,
a cudowna woń nowego świata otuliła cały kosmos.
Stało się… I ty GO ujrzysz!
Więc pobiegnijmy razem,
by człowiekowi i światu przywrócić nadzieję!

Amen.

Ryszard Wróbel OFMConv

<<< PoprzedniNastępny >>>