Zesłanie Ducha
Świętego (A)

strefywiaryhomilie, homilie-wielkanoc-a

[J 20,19-23]

Zjawiska naturalne, które najbardziej wpływają na wyobraźnię człowieka – ogień, błyskawice, wiatr, trzęsienie ziemi, grzmoty – są używane w Biblii dla opisania objawień Boga. Do podobnych wyobrażeń uciekali się autorzy biblijni, gdy chcieli zobrazować zesłanie Ducha Świętego. Twierdzili, że jest On: tchnieniem życia, deszczem nawadniającym ziemię i przemieniającym pustynię w żyzny ogród, siłą przywracającą życie, grzmotem z nieba, wiatrem nadchodzącym nie wiadomo skąd, językami z ognia… Wszystkie one sugerują ideę niesamowitej, niczym nie ogarnionej siły, eksplozji mocy. Tam, gdzie pojawia się Duch Święty, następują radykalne zmiany: rozpadają się przeszkody, otwierają drzwi, chwieją się konstrukcje budowane w oparciu o „mądrość tego świata”, znika lęk, bierność, bezwład. Dokonywane są odważne życiowe decyzje.

Te same prawdy odnajdujemy dzisiaj w ewangelicznym obrazie. Mamy w zasadzie dwie sceny: w pierwszej nacisk położony jest na rozpoznawanie Zmartwychwstałego Pana; w drugiej – uwidoczniona jest misja Jego uczniów, apostołów czyli zadanie, które On stawia przed nimi na przyszłość. W obydwu przypadkach w centrum uwagi pozostaje Jezus, najważniejsza jest Jego inicjatywa. Faktycznie… to On ukazuje się, On wskazuje na znaki swojej Męki, On daje pokój, On wysyła na misje, On tchnie swojego Ducha, On udziela mocy odpuszczenia i przebaczenia grzechów.

Zwróćmy uwagę na niektóre elementy ewangelicznego opisu:

Gdy drzwi były zamknięte, z obawy…

Jezus zastaje swoich uczniów przerażonych, przeżywających rozczarowanie, oddzielonych od świata, zajętych wyłącznie sobą. Wcześniej rozerwał więzi śmierci, teraz musi jeszcze otworzyć więzienie swoich własnych uczniów, bo to oni mają stać się Jego posłańcami i głosicielami Dobrej Nowiny. Dzięki Jego działaniu w ich duszach w miejsce lęku wdziera się wiara, a trwogę zastępuje pokój.

Pokój wam…

Pokój jest dawany jedynie tym, którzy przełamali już przywiązanie do samych siebie: taki dar wymaga nastawienia wolności, prawdy, gotowości oddania siebie.

Pokazał im ręce i bok…

Szczegół ten traktowany jest na ogół jako potwierdzenie rzeczywistości zmartwychwstania. Chodzi tu jednak bardziej o podkreślenie jedność Jezusa z Kalwarii z Jezusem Zmartwychwstania: Tym, który zmartwychwstał jest nie kto inny, jak Ten, który wcześniej został ukrzyżowany. Rany i ślady Męki wskazuje na ciągłość między cierpieniem a zmartwychwstaniem: ono nie usuwa Krzyża, zakłada go, wręcz nie pozwala o nim zapomnieć. Jezus wskazuje zatem na znaki miłości, która zawiodła Go na Golgotę, chce nas zapewnić, że tej Jego miłości nigdy nie zabraknie, że ona będzie zawsze wśród nas obecna.

Tchnął na nich i powiedział im: weźmijcie Ducha Świętego…

Słowo tchnął jest niezwykle istotne: w całym Nowym Testamencie występuje tylko w tym miejscu; w Starym Testamencie tylko dwa razy: w opisie stworzenia Adama i wizji wyschłych kości opisanej przez proroka Ezechiela. Nie trzeba zbyt wiele wysiłku, żeby zrozumieć, że Zmartwychwstały Chrystus dokonuje nowego aktu stworzenia: człowiek powraca do pierwotnego stanu, do bycia „na obraz i podobieństwo Boga”. Należy ponadto zauważyć, że to nowe stworzenie ma za przedmiot żywą wspólnotę, dokonuje się w Kościele. Czasownik hebrajski opisujący dzisiejsze święto znaczy tyle co czynić zgromadzenie; łączyć się, jednoczyć. Każda Eucharystia (Msza święta) przynosi nam te same dary zmartwychwstania: radość z obecności Chrystusa, pokój, przebaczenie grzechów, moc Ducha Świętego… a wszystko po to, abyśmy mogli kontynuować misję Jezusa w świecie.

Kościół, który rodzi się z potęgi Ducha Świętego nie może żyć na marginesie, nie może przejść bez echa… A jeśli cokolwiek może go zatrzymać, to jedynie jego… własny lęk.

To samo dotyczy każdego z nas… bo przecież do tego właśnie Kościoła wszyscy należymy. A zatem… abyśmy nie zagubili w naszym życiu śladów zmartwychwstałego Jezusa, musimy chcieć dokonać w naszym życiu tego samego: dać się doprowadzić do odwagi, do wiary, po poddania się mocy Ducha Świętego. Tego i wam, i sobie z całego serca dzisiaj życzę! Amen.

 


Na koniec – propozycja:
siedem dróg do osobistego doświadczenia religijnego.

1. Bądź zawsze gotów stanąć przed sądem Boga!
Chodzi w praktyce o konfrontację z własnym sumieniem. W życiu najważniejsze są przekonania. Za to, co się w życiu robi, trzeba brać odpowiedzialność. Wciąż zatem pytaj samego siebie, czy jesteś na właściwej drodze? Czy możesz odpowiadać za to, co robisz? Czy jesteś przekonany o słuszności tego, co robisz, czy też płyniesz z prądem, nie pytając, czy to słuszne i potrzebne?

2. Przede wszystkim jest Bóg, a potem dopiero cała reszta.
Zogniskowanie uwagi na tym, co najwyższe i pierwszoplanowe, prowadzi do wewnętrznej siły, do wewnętrznej radości. Uwolnienie się od rzeczy, które rzekomo są potrzebne, aczkolwiek podrzędne, zbyteczne, a które nas zniewalają, bo tak naprawdę są bez znaczenia. Trzeba sobie wreszcie uświadomić, iż Bóg nie czeka na nas dopiero na tamtym świecie, lecz że spotykamy Go już w codzienności: we wszystkich zadaniach, osobach i zdarzeniach naszego życia.

3. Co uczyniłeś drugiemu człowiekowi, uczyniłeś Bogu.
Bliźniego możemy kochać! Nie tylko tego, do którego obudziła się w nas miłość niejako sama z siebie, lecz także każdego innego człowieka, gdyż każdy z ludzi stanowi fundamentalną wielkość, chociażbyśmy nie zdawali sobie z tego sprawy. Kto zaś nauczył się kochać również człowieka nie-pozornego i trudnego, ten pewnego dnia pojmie jeszcze głębiej miłość Boga: Bóg bowiem kocha nas, ludzi, nie dla naszych wartości czy zasług, lecz właśnie dzięki Swej miłości tworzy w nas te wartości.
Takiego życia nie osiągniemy samymi tylko prawami i nakazami. Człowiek nie ma siły, by z własnej woli i własnej chęci realizować nakazy albo ich przestrzegać. W tym punkcie programu potrzebna nam będzie wymiana doświadczeń: Kochasz już kogoś? Stać cię na cierpliwość wobec kogoś? Jak właściwie do tego doszło? Kogo ciągle jeszcze nie możesz znieść? Kto jest dla ciebie ciągle jeszcze odrażający? I właściwie dlaczego wydaje ci się taki? Odkryłeś w nim coś dobrego? Sądzisz, że w nim nie ma ani iskierki światła? Czy nie mógłbyś spróbować odkryć w nim światła i dobra? Wtedy będziesz mógł go pokochać…

4. Odkryj tajemnicę „pustyni”.
Jest to lekcja patrzenia na rzeczy ostateczne; na to, co wielkie, bezwzględnie ważne, niezbędne. Musimy nauczyć się spoglądać na firmament, w rozgwieżdżone niebo, w rozległość horyzontu, w perspektywę własnego życia. W takim wydłużonym milczeniu rozbrzmiewa największa głębia duszy ludzkiej i przemawiają najgłębsze troski, najgłębsze tęsknoty, najgłębsze nadzieje, najgłębsze życie. Dopiero w prawdziwym, twórczym milczeniu i wyciszeniu człowiek spotyka Ducha Bożego.
Wówczas nauczy się także pojmować, czym jest naprawdę modlitwa: że nie jest wyrecytowaniem religijnego wiersza, lecz twoim złączeniem z Bogiem.

5. Idź „wąską drogą”.
Jeśli rzetelnie starać się będziemy o Boga i prawdę, wówczas poznamy, że wszelkie tanie wkradanie się w łaski świata i wszelka fałszywa beztroska życia zupełnie nie mają sensu. Duch Boży wraz z rozeznaniem daje nam również i siłę. Kto się opiera przyjęciu tej siły Bożej, opiera się zarazem Duchowi Bożemu. Oczywiście Duch Boży nie oznacza żadnego „biletu gratis” do nieba. On zna ludzkie słabości i lituje się nad nimi. Słabości pozostaną nam na całe życie, ale siła Ducha Bożego jest zawsze w stanie przełamać każdą naszą niemoc: „We wszystkich moich słabościach jestem mocny” – powiada św. Paweł. (…)
Miłość sprawdza się tam, gdzie napotyka trudności. Dopóki pozwala się karmić i chce jedynie przyjmować, mieć, dopóty zwać się będzie… egoizmem. Koroną prawdziwej miłości jest krzyż.
Chrześcijaństwo zniewieściałe oczywiście nie może przekształcić świata: tego może dokonać jedynie miłość, która nauczyła się kroczyć wąską, stromą drogą Chrystusa.

6. Pozwól prowadzić się Duchowi Świętemu.
„Czyż nie widzicie, że Duch Boży jest w was?”. Takie było przekonanie pierwotnego Kościoła. Jeśli nie pojmiemy nic z Ducha Bożego, ludzie nie będą mogli wierzyć. Oto największe i najwspanialsze zarazem zadanie dla nas, wierzących: samemu doświadczyć Ducha Bożego i innych doprowadzili w praktyce do podobnych, osobistych doświadczeń; nie przez słowa, nie przez puste zadania, lecz przez praktyczne wskazania: przez dowód Ducha i mocy.

7. Studiuj Pismo Święte.
Człowiek współczesny nie zrozumie Pisma Świętego (ani Starego, ani Nowego Testamentu), jeśli ograniczy się do samego tylko czytania: zabraknie mu bowiem dostatecznych doświadczeń religijnych. Wiele spraw będzie się wydawało obcymi – obcymi i nierzeczywistymi, jak świat legend czy mitów.
Konieczne jest własne doświadczenie religijne. Wtedy dopiero Pismo Święte stanie się dla nas radością, błyszczącym górskim kryształem, monstrancją niosącą naszego Pana, odpowiedzią Boga na nasze prawdziwe pytania. Jezus nie czynił inaczej. Nie pokazywał uczniom najpierw księgi dogmatów, a dopiero później dowodził przez cuda, że ma prawo formułować takie dogmaty. Mówił raczej: „Przyjdź i zobacz”. Przyswoił uczniom własne doświadczenia, doprowadził ich do własnych rozeznań. Dopiero w miarę długoletniego gromadzenia doświadczenia wewnętrznego, dojrzewania i wzrastania w Duchu Bożym, doszli definitywnie do poznania pełni… Jego samego.
My musimy (ufam, że chcemy) iść tą samą drogą. „Przyjdź i zobacz”, sam doświadcz, wówczas wejdziesz w Chrystusową pełnię Ducha! Wówczas będziesz mógł się wraz z nami modlić: wierzę w Boga Ojca poprzez Jezusa Chrystusa w Duchu Świętym. Amen.

Ryszard Wróbel OFMConv

<<< PoprzedniNastępny >>>