Mk 8, 31-33
„I zaczął ich pouczać…”. Nie chodzi tu o dodatkowe informacje o Nim samym – Jezus jest tym, który naucza – ale o właściwą interpretację Jego misji. Uczniowie powinni na nią spojrzeć z perspektywy Ojca, inaczej nic z niej nie pojmą. Będą powoli uzdrawiani z ich zaślepienia, ale całkowite uleczenie nastąpi dopiero wówczas, gdy zgodzą się w pełni na Boży punkt widzenia.
Nauczyciel posługuje się określeniem Syn Człowieczy. Używa go celowo w miejsce terminu Mesjasz – który było zbyt mocno obciążony aspiracjami ziemskimi – dzięki czemu nakreśla swój los w sposób nie pozostawiający złudzeń: zostanie odrzucony przez oficjalne władze religijne i państwowe, doświadczy pogardy, nieludzkiego cierpienia, okrutnej śmierci. W Jego słowach pojawia się wprawdzie wzmianka o zmartwychwstaniu po trzech dniach, ale widać wyraźnie, że uczniowie nie zwracają na nią uwagi. Nowością nauczania – i na to trzeba zwrócić uwagę – jest fakt, że zapowiedziane zdarzenia nie będą wynikiem tragicznego zbiegu okoliczności, ślepego losu wspieranego okrucieństwem ludzi, lecz stanowią… część odwiecznego planu zbawienia przygotowanego przez Boga-Ojca.
Reakcja Piotra była do przewidzenia. Należy go w pewien sposób zrozumieć. Nie był w stanie zaakceptować, że oto chwała, o której słyszał wcześniej od swojego Mistrza i którą intuicyjnie wyczuwał, ma zostać objawiona poprzez hańbę krzyża. Że wywyższenie, owszem nastąpi, ale będzie konsekwencją poniżenia, a nie spektakularnego zwycięstwa. W sercu Piotra rodziła się sprzeczność nie do przezwyciężenia i nie pozostało mu nic innego, jak tylko wziąć Jezusa na bok i… upomnieć Go, przywołać do porządku. Zabiegi Piotra spotykają się z niezwykle zdecydowaną reakcja Mistrza. Wzmianka o Szatanie wskazuje, że propozycja Piotra jest pokusą, poprzez którą pragnie on zawrócić Syna Bożego z raz obranej drogi, na którą On wkroczył z miłości do człowieka i dla jego zbawienia. Z kolei rozkaz „zejdź Mi z oczu” (Mk 8,33) wskazuje na konieczność oczyszczenia drogi, którą Jezus kroczy: nawet najbliższy uczeń nie może być przeszkodą w misji Syna ustalonej przez Ojca.
Problem Apostoła polegał na tym, że w ocenie drogi swojego Mistrza skupił się wyłącznie na wymiarze cierpienia, bólu, upokorzenia, przegranej, a zupełnie nie wziął pod uwagę zapowiedzi… zmartwychwstania. (To poważny brak, który i nam się przydarza). Piotr był przekonany ponadto, że w swoim sposobie patrzenia przyjmuje punkt widzenia samego Boga, że staje po Jego stronie, że opowiada się za Nim, że broni Jego chwały. Mimo szczerych chęci i ku swojemu zaskoczeniu znalazł się na pozycji… wroga! Ta scena wskazuje jak istotne różnice tkwią pomiędzy mentalnością Boga i człowieka – niekiedy jest to rozdźwięk tak radykalny, że myślenie człowieka może zostać porównane nawet do… pokusy szatańskiej.
Bywa tak, że i my zadajemy sobie pytania dotyczące Jezusa, po czym sami sobie udzielamy na nie odpowiedzi, a te (niestety) zwykle są bardzo ograniczone. Pora zacząć wsłuchiwać się w pytania, które On kieruje do nas poprzez słowa Pisma Świętego, poprzez sytuacje życiowe, poprzez innych ludzi, poprzez natchnienia. Zbyt często próbujemy dopasowywać Boga do rozmiarów naszego umysłu, sprowadzamy Go do tego, co dotychczas ustaliliśmy i bronimy się przed burzącą nasz porządek nowością, ofiarowaną nam poprzez Jego słowo. Paradoksalnie wiedza religijna (teologiczna, katechizmowa) może przeszkadzać… żywej wierze. Możemy być świetnie obeznani z religią, a nasza wiara i tak pozostanie martwa (teoretyczna). Jeśli nie ma spotkania z żywą Osobą, nie ma wiary, jest tylko religia, a ona… może być względna, uwarunkowana sytuacją, dopasowana do własnych potrzeb. Nierzadko bronimy się przed prawdziwą wiarą, ponieważ lękamy się, że całkowicie zmieni ona nasze życie; my natomiast chcemy pozostać panami sytuacji.
W naszym myśleniu o Jezusie, raczej rzadko mylimy się co do Jego tożsamości. Problem rozpoczyna się wówczas, gdy przychodzi nam zinterpretować Jego sposób działania i dostosować się do Jego wymagań. Warto sobie uświadomić, że sprzeniewierzenie człowieka wobec Boga rodzi się zawsze z fałszywej oceny rzeczywistości: nie wystarczy być po stronie Boga, głosić Jego chwałę, upominać się o Jego prawa – przede wszystkim należy podążać drogą, którą On kroczył… Ustawicznie kusimy Boga, bliźnich i samych siebie, by uciec z tej drogi. Potrafimy nawet żywić się kłamstwami, usprawiedliwiać się najbardziej wyszukanymi argumentami, wymyślać absurdalne hipotezy, spoglądać w nieprawdopodobnych kierunkach, byleby tylko… nie wkroczyć na drogę Jezusa. Jakże trudno jest przyznać rację Panu Bogu, gdy odkrywamy, że On w ogóle nie bierze pod uwagę tego, co rodzi się w naszych głowach; gdy nie prowadzi z nami konsultacji; gdy nie wyjaśnia nam swoich decyzji; gdy nie usprawiedliwia przed nami swoich działań.
Mesjaszem jest Jezus. On, i nikt inny. Ta wyjątkowa prawda naszej wiary stanowi dla nas punkt wyjścia w naszym chrześcijańskim życiu, a nie… metę. Inaczej mówiąc: domaga się konsekwencji praktycznych; te zaś nabierają wartości jedynie w świetle tajemnicy Krzyża. Zatem i ja muszę postawić sobie to proste, choć wymagające pytanie: za kogo uważam Jezusa, za Którym podążam, do Którego się przyznaję, na Którego się powołuję? Nie mogę zrobić uniku i odpowiadać definicjami teologów, cytatami z literatury, wyznaniami świętych, wspomnieniami rodzinnymi… Muszę udzielić odpowiedzi własnymi słowami, a raczej własnym życiem. Sprawa jest niezwykle istotna: Jezusa interesuje nie tyle to, co o ja o Nim myślę i sądzę, ale raczej czy chcę Mu towarzyszyć aż do końca, na drodze, którą On wskazuje jako jedyną słuszną… To prawda, że jedno słowo mojej odpowiedzi może całkowicie odmienić moje życie. Ale od tego momentu… będzie to już życie z Jezusem!
Syn Boży zamieszkał pośród nas nie po to, by zapewnić nam święty spokój i niczym nie zmącone trwanie; wprost przeciwnie – poprzez swoje słowo wyrywa nas z naszych przyzwyczajeń i zachęca do nieustannego poszukiwania. Nie wystarczy zatem rozgłaszać „taka jest wola Boża” czy też „Bóg z nami”. Aby poczuć się w porządku, należy jeszcze sprawdzać, czy rzeczywiście On jest po naszej stronie; a On jest po naszej stronie tylko wówczas, gdy to my jesteśmy… po Jego stronie!!! Amen.
Ryszard Wróbel OFMConv