Mk 7,31-37
Prorockie zapowiedzi sprzed wieków potwierdza uzdrawiający gest Jezusa opisany w niedzielnej Ewangelii: gest zadziwiający, zaskakujący, ale przede wszystkim niezwykle realny! Tak bardzo realny, że tłum obserwujący wydarzenie, nie może uczynić jednak nic innego, jak tylko wykrzyknąć: „Dobrze uczynił wszystko” (Mk 7,37). Spontanicznie nasuwa się skojarzenie z opisem początków stworzenia, kiedy to Bóg „widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre” (por. Rdz 1). Tego rodzaju zabiegi literackie autorów natchnionych wskazują nam zadanie dla Kościoła – czyli dla nas – zawsze aktualne, które jesteśmy winni wszystkim „zagubionym sercom”, a mianowicie… zachętę do odwagi: nie lękajcie się, oto wasz prawdziwy Bóg!
To zastanawiające, że także w naszych kościelnych środowiskach zdarzają się pseudo-mistycy, którzy są zdolni „usłyszeć szmer skrzydeł anioła”, a pozostają zupełnie głusi na „krzyk biednych”; potrafią bezbłędnie dostrzec najmniejszy nawet błąd w poglądach teologicznych, a pozostają dziwnie głusi na przejawy niesprawiedliwości i zaskakująco niemi, gdy chodzi o wyjawianie i zdecydowane potępienie tego wszystkiego, co zagraża miłości. Nie brak też w naszych środowiskach i takich, którzy czują się upoważnieni do narzekania na „głuchotę” pozostałych współtworzących, ale w gruncie rzeczy pozwalają im otworzyć usta tylko wtedy, gdy ci mają potwierdzać ich własną… nieomylność, i to w każdej możliwej sytuacji..!
Ciekawa jest dyskusja egzegetów na temat tłumaczenia samego terminu „głuchoniemy”. Czy nie przetłumaczyć go jako „głuchy i mający trudności z mówieniem”? Czy też „całkowicie głuchy, niemy i tylko mający pewną trudność w wyrażaniu siebie”? Trzeba pozwolić, by ci wszyscy, ciągle zbyt liczni – skazani na milczenie i zobowiązani jedynie do słuchania – mogli doświadczyć niemalże chrzcielnego gestu: „otwórz się!”… Jeśli to rozumowanie jest słuszne, to zachętę proroka Izajasza: „Odwagi, nie lękajcie się”, można by spokojnie zmienić na: „Nie lękajcie się… mieć odwagę!”. Równowaga w tym względzie nastąpi dopiero wówczas, gdy tzw. „wszystkowiedzący” zaczną odczuwać więcej trudności w udzielaniu gotowych i z góry ustalonych odpowiedzi, a zaczną „uczyć się”.
Jezus „biorąc na bok” głuchoniemego wyjawił nam tajemnicę cudu, który możemy i powinniśmy powtarzać jak najczęściej: skoro nasza głuchota i niemota (lub trudności z wyrażaniem się) są zbyt częste, musimy usuwać się na ubocze, daleko od tłumu. Po to, by stanąć twarzą w twarz z Jezusem, Mistrzem, Uzdrowicielem i dzięki Niemu odzyskać, natychmiast, zdolność słuchania i umiejętność (a wtedy będzie to także nawet prawo!) do mówienia.
Idźmy dalej! Szczegół zdawałoby się czysto geograficzny: „przemierzać terytorium Dekapolu”. W czasach Jezusa sytuacja była bardzo prosta prostsza: wystarczyło opuścić „święte” terytorium Palestyny, aby znaleźć się na terenie pogan. Dzisiaj – być może ku naszemu zaskoczeniu –terytorium pogan znajduje się często wewnątrz ziemi chrześcijan… Dla przykładu – tzw. trzeci czy czwarty świat… O wiele łatwiej np. zaangażować się w pomoc ludziom mieszkającym na drugim końcu świata, niż zaakceptować „trudnego” sąsiada czy sąsiadkę!
Wykluczenie i swoiste spychanie na margines stają się udziałem także naszym, a wszystko po to, by „mieć święty spokój” w naszym osobistym świecie. Można zajmować się pewnymi kategoriami ludzi, ale to wcale nie oznacza, że spotykamy te osoby naprawdę! W wielu przypadkach jest to kwestia języka, a bardziej – jego zrozumienia. Iluż z nas jest w stanie sprawić, by rozumieli nas ci, którzy nie należą do „naszych”?
Apostoł Jakby przestrzega, by nie faworyzować nikogo, a następnie stwierdza że osobami uprzywilejowanymi są ubodzy, tak, jakby w tym względzie obowiązywały inne zasady! Jakub ponadto zdecydowanie utrzymuje, że praktyki polegające na kierowanie się względami na osoby, stanowią grzech…! To ostrzeżenie, że także w Kościele, gdy zbyt mocno dochodzą do głosu światowe kategorie, zostaje pominięta chwała Boża…
Jako ludzie Jezusa mamy oprawo iść i szukać człowieka pośrodku tłumu, ale nie łudźmy się, że potrafimy go uzdrowić, pozostając tam. Wmieszać się w tłum, nie bać się zbrudzić jego sprawami, ale nie pozostawać w nim… Nie dać się zwieść łatwymi oklaskami… nie dać się zarazić popularnością. Jeśli zaczniemy konkurować z tłumem, nie tylko nie uzdrowimy człowieka, ale sami staniemy się „głusi i niemi”. Tylko „na boku, osobno” zdołamy odnaleźć siebie samych i człowieka.
Zwróćmy jeszcze uwagę na drobny (choć ważny i interesujący) szczegół. Choremu rozwiązany został język, ale to inni ogłosili fakt „uzdrowienia”. Mamy do czynienia z jednym z najwspanialszych i zaskakujących cudów: głuchoniemy, który odzyskał możliwość mówienia, potwierdził otrzymaną łaskę milczeniem!!! Zadziwiające: dopiero wówczas, gdy człowiek usłyszy i przyjmie właściwe słowo, zaczyna doceniać wagę milczenia! Ono bowiem w najwłaściwszy sposób wskazuje na istnienie Tajemnicy, która decyduje o prawdziwej wartości wypowiadanego słowa.
Aby mówić, trzeba mieć coś do powiedzenia.
Aby milczeć, trzeba mieć tajemnicę, którą się adoruje! Amen.
Ryszard Wróbel OFMConv