XXII Niedziela Zwykła (B)

strefywiaryhomilie

Mk 7,1-13

Po raz kolejny słowo Boże zaprasza nas od odszukania powiązań pomiędzy odkrytym w nim sensem a naszych życiem. Jesteśmy powołani do spokojnej relacji ze wszystkim, co nam ofiaruje Stwórca i do korzystania z tego w najlepszy z możliwych sposobów dla dobra własnego i innych.   On jest tym, który pozwala nam oddychać. Ale, znajdzie się zawsze ktoś, kto niekiedy biorąc Boga za pretekst, jest w stanie zatruć atmosferę, ukrócić spontaniczność, zabić smak rzeczy dobrych…

W Ewangelii, którą proponuje nam niedzielna liturgia kimś takim są faryzeusze zacietrzewieni w legalizmie, czyli praktykujący pobożność czysto zewnętrzną. W dyskusji natomiast z nimi Jezus nie przekreśla Prawa, którego tak zaciekłymi obrońcami byli właśnie oni, zdecydowanie przeciwstawia się ich mylnie pojmowanemu radykalizmowi. Aby dotrzeć do źródła Prawa, niejako to Prawo… przekracza. Nie zadowala się tym, co zewnętrzne, ale chce „zmierzyć” serce człowieka, jego zdolność przylgnięcia do woli Prawodawcy.

Zauważmy, że legalizm faryzejski tworzy owszem ludzi zachowujących przepisy (czyli dostosowujących się do obowiązujących norm), nigdy zaś ludzi… posłusznych (czyli zdolnych uchwycić ducha przepisu, potrafiących interpretować wolę prawodawcy, umiejących dotrzeć do źródła prawa, którym zawsze była, jest i pozostanie miłość). W swojej zatwardziałości faryzeusze są przekonani, że oddają cześć Bogu, w rzeczywistości ich postępowanie blokuje innych, a ich samych od Boga… oddala! Ten paradoks wynika z niezrozumienia Bożych myśli. Tak się dzieje zawsze, ilekroć próbujemy – bez względu na charakter pobudek, jakimi się kierujemy – wtłoczyć Pana Boga w nasze ludzkie schematy myślenia.

To nie rzeczy, lecz osoby mogą być religijnie czyste lub nieczyste… Osoby nie mogą być skażone przez rzeczy, ale mogą same siebie skazić, postępując w sposób  areligijny, antyewangeliczny. W języku Ewangelii tego rodzaju udawane, zakłamane, niewłaściwe postępowanie określa się terminem hipokryzja.

Hipokryta, to człowiek, który stawia własne „ja” ponad wszystko i ponad wszystkich, nie wyłączając Boga. Staje się ono jego bożkiem, któremu wszystko poświęca i podporządkowuje, nawet samego siebie. A wówczas już tylko krok do tego, aby przykazania Boże zastąpić… ludzkimi tradycjami. Jezus nie godzi się na to i z naciskiem demaskuje tego typu zło, także po to, by i nas przed takim złem ostrzec. Jest ono o tyle niebezpieczne, że czynimy je instynktownie, niekiedy bez złośliwości i nieumyślnie –  to jednak nas nie usprawiedliwia!

Zderzenie tradycji ludzkiej z przykazaniem Boga stawia każdą wspólnotę wierzących, także nas dzisiaj, przed koniecznością… wyboru. Pytanie brzmi ciągle tak samo: które i ile z naszych praktyk religijnych – tak indywidualnych, jak i wspólnotowych – ma cokolwiek wspólnego z Bożymi wskazaniami? czy są one rzeczywiście aktem posłuszeństwa wobec Jego słowa czy jedynie powtórką nawyków, zwyczajów, tradycji i pozostałością pobożnych przyzwyczajeń?

Zauważmy, że faryzeusze skupieni są nieustannie na brakach… innych! A błąd tych innych polega na tym, iż stosują praktyki odmienne, niż te, których oczekują faryzeusze. W praktyce zatem, to nie słowo Boże (na które tak uroczyście faryzeusze się powołują)  jest punktem odniesienia, lecz ich własne. Ta pomyłka, to przestawienie, sprawia że ich zabiegi i starania są… bezowocne i bezużyteczne. Jezus daje im to do dobitnie zrozumienia: kto uczy wiary, przekazuje ją, ale zapomniał o sercu (swoim i adresata) czyni to na próżno! To przekonanie Jezusa znalazło potwierdzenie w historii: słowo Boże nie przemija, trwa na wieki; tradycje ludzkie – rozpływają się w nicości, przemijają bez echa.

Zdarza się, że narzekamy na bezowocność naszych wysiłków ewangelizacyjnych, duszpasterskich, itp. Może nadchodzi czas, byśmy… odważniej skontrolowali nasze motywacje w praktykowaniu wartości, które próbujemy przekazać (a niekiedy wręcz narzucić) innym?! Bez szczerej odpowiedzi – i w konsekwencji zmiany naszego nastawienia! – będziemy nadal trwali w złudzeniu, że nie jest jeszcze z nami tak źle (w końcu nikogo nie okradłem, nikogo nie zabiłem, na Pasterce i Rezurekcji bywam w kościele…!). Tego rodzaju pobożność jest nam wygodna, ale bez stawiania trudnych pytań, bez konieczności podejmowania decyzji, bez trafiania w serce, nigdy nie będzie… fascynująca!

My, dzisiaj, nie mamy problemów z rytualnymi obmyciami… Ale nadal stajemy wobec ryzyka stworzenia pobożności na nasz własny użytek: to ryzyko jest bardziej realne, niż sobie wyobrażamy. Ulegamy mu ilekroć nie podążamy za Jezusem i nie żyjemy Jego słowem.

Jezus nie neguje w żaden sposób zewnętrznych przejawów pobożności. Istotą pozostaje jednak zawsze… nasze serce! Każda zatem próba, przejaw, gest, słowo, które zaspokajają jedynie nasze potrzeby – bez oddania serca Bogu – stanowią poważne wypaczenie prawdziwej ewangelicznej wiary.

Panie, Ty potwierdzasz, że jesteśmy rzeczywiście zdolni okłamywać siebie, by nie poznać Ciebie. Otwórz nam oczy, byśmy widzieli to, co czyni z naszego serca niewolnika siebie i trzyma je z daleka od Ciebie. Naucz nas robić dokładny rachunek z tego, co uważamy za słuszne, ważne, konieczne…, a co w praktyce zupełnie nie przyczynia się do miłości Ciebie i innych, i pomóż nam to odrzucić! Tak, by w każdej sytuacji zwyciężała miłość do Ciebie i bliźnich. Amen.

Ryszard Wróbel OFMConv

<<< PoprzedniNastępny >>>