[J 6,51-58]
Przyjęcie eucharystycznej propozycji Jezusa oznacza zgodę na to, by w nas krążyło życie, które pochodzi od Boga, życie, które nigdy się nie kończy. „Kto spożywa moje ciało i pije moją krew, ma życie wieczne…”. Zatem życie wieczne nie jest nagrodą, która czeka na nas w odległych zaświatach, lecz rzeczywistością, w której uczestniczymy już teraz.
W Eucharystii chrześcijanin otrzymuje pełnię życia, czyli Boga samego, i jednocześnie motywy, dla których warto żyć: oto prawdziwa biblijna mądrość.
Chleb z nieba nie został nam ofiarowany na wygodny i spokojny spacerek przez życie, na przebywanie „w niebiańskim zaścianku”, w wolności od jakichkolwiek trudów, w błogim oczekiwaniu na otwarcie bramy do krainy wiecznej szczęśliwości. Chleb z nieba pozwala nam przemierzać wszelkie pustynie ze świadomością, iż mamy sprawiać, by one zakwitały.
Gdy słyszymy słowa Jezusa, który samego siebie przyrównuje do chleba, traktujemy je trochę tak jakby były użyte w sensie alegrorycznym. On tymczasem stosuje je bez żadnej przenośni. Słowo użyte w oryginale, a przetłumaczone jako spożywanie wskazuje wręcz na czynność przeżuwania. Zresztą, gdyby nie było użyte w sensie dosłownym, oburzenie i zgorszenie słuchających Go Żydów byłoby niezrozumiałe. Mamy tu więc do czynienia z największym paradoksem tajemnicy Wcielenia: życie Boże ofiarowane jest jako pokarm dla ludzi! Chodzi zatem o pełną miłości bliskość, wspólnotę, pragnienie utożsamienia się z drugim.
Zdziwienie rozmówców Jezusa wskazuje w gruncie reczy na ich strach. Przeraża ich nie tyle możliwość takiego cudu, co konsekwencje z niego wynikające. Także my dzisiaj wyczuwamy, że „spożywanie ciała” Chrystusa nie oznacza jedynie upodobnienia się do jakiegoś zewnętrznego wzoru, ale przyjęcie tej samej rzeczywistości, tej samej skali wartości, tej samej motywacji w postępowaniu. A to zakłada całkowitą zmianę w myśleniu i postępowaniu. I to włańsie napawa nas lękiem, obawą, nie wytłumaczalnym strachem. Życie w pełni ofiarowane nam przez Jezusa zagraża naszemu egoizmowi, uderza w nasze ustalone pewności, odbiera nam wszelkie fałszywe alibi. Paradoksalnie jednak, ten „chleb życia”, który nas oskarża, skazuje nas na… życie, życie prawdziwe (my wolimy raczej drzemać, udawać, odgrywać, próbować…).
Eucharystia była, jest i będzie zaproszeniem do uczestnictwa w życiu Zmartwychwstałego. Co to znaczy? Że mamy być ludźmi pokoju, przebaczenia, pojednania; dzielić się naszym chlebem; usuwać przestrzenie zła; przeciwstawiać słabość przemocy; świadczyć o zwycięstwie życia nad śmiercią; odrzucać lęk na rzecz wszędzie obecnej miłości. „Jeśli pozostaniecie w miłości mojej, będziecie moimi uczniami” (por. J 8,31). Ważne, by to słowo nie tylko rozbrzmiało, lecz przeniknęło nas, stawało się regułą naszego życia. Stosując je, pozostając w nim, będziemy wolni i w pełni osiągniemy życie prawdziwe, życie Boże.
Potrzebna jest do tego mądrość, ale nie jakakolwiek, lecz Boża. Człowiek potrzebuje nakarmić swoje ciało. Ale także umysł i serce odczuwają głód. Pokarmem, który może zaspokoić to pragnienie jest prawda połączona z miłością. Połączenie umysłu z sercem stanowi właśnie mądrość biblijną: nie ma między nimi przeciwstawienia, ani rozdziału. Serce w ujęciu biblijnym jest obrazem jedności człowieka. Zatem tylko mądrość, która napełnia jednocześnie umysł i serce, pozwala człowiekowi żyć prawdziwie.
Mądrość taka jest darem Boga, a nie dumną zdobyczą człowieka. Rozum, jeśli pozostaje tylko inteligencją, może prowadzić do największych tragedii (historia to potwierdza). Rozum sam w sobie pyta: „co to?”. Dopiero w łączności z mądrością zaczyna się zastanawiać „w jakim celu?”. Rozum ustawiony poza obszarem sumienia zawsze działa na szkodę człowieka. Starajmy się zatem, by w naszym przypadku umysł spotykał się z sercem, w każdej sytuacji. Wtedy dopiero zrozumiemy sprawy Boże i ludzkie. Amen.
.
Ryszard Wróbel OFMConv