Łk 6,17.20-23
Jezus obwieszcza swoje królestwo jako całkowite odwrócenie sytuacji obecnej. Sprawiedliwość stanie się widoczna poprzez przywrócenie równowagi zakłóconej przez ludzki egoizm, dlatego sytuacje zostaną zmienione na korzyść ubogich, wykluczonych, ofiar, tych którzy się nie liczą. Chodzi więc o inny porządek rzeczy, niż proponuje świat, a co za tym idzie – o inną skalę wartości.
W propozycji Jezusa trzeba dostrzec istotę, to bez czego zrozumienie Jego propozycji zmierza w absolutnie niewłaściwym kierunku: On nie ogłasza nowego kodeksu przepisów prawa, lecz… błogosławieństwa. Zapominając o tym, czynimy chrześcijaństwu wielką krzywdę, ponieważ ukazujemy je jako religię wysiłku, obowiązku, konieczności, poprawności: liczą się wówczas tylko „porządni”! Ono natomiast, z woli Założyciela, jest zaproszeniem do szczęścia!
Należy dobrze uchwycić biblijne rozumienie terminu błogosławieństwo. Nie jest to nieśmiałe pragnienie, życzenie o wątpliwej skuteczności, czy też bliżej nieokreślona obietnica, lecz formuła najlepszych z możliwych życzeń ze strony Boga samego. Adresaci tych słów są błogosławieni już w momencie ich wypowiedzenia.
Łukasz wymienia cztery kategorie osób, do których błogosławieństwo jest kierowane: ubodzy, głodujący, płaczący i prześladowani. Wszyscy oni są w jakiś sposób „biedni”, ponieważ znajdują się w sytuacji nieszczęścia, nie mają środków do życia, stłamszone są w nich najbardziej podstawowe potrzeby. Dlaczego zatem oni właśnie nazwani są błogosławionymi?
Zanim odpowiemy sobie na to pytanie, musimy wyprostować nasze myślenie, które zbyt często narzuca się jako oczywiste, a niestety nie odpowiada zamysłom Jezusa. Błogosławieństwo ubogich nie oznacza pochwały ubóstwa w takim sensie, że miałoby ono stanowić najlepszą przepustkę do królestwa niebieskiego; oznaczałoby to pochwałę niesprawiedliwości, chciwości, krzywdy ludzkiej… Nie oznacza to również, że ubodzy są „automatycznie” ludźmi lepszymi od wszystkich pozostałych…
Należy sobie jasno powiedzieć, że żadna z ludzkich kategorii nie czyni człowieka „lepszym kandydatem” do nieba. Warto przypomnieć, że zbawienie jest darem Boga, a nie zdobyczą ludzką…
Błogosławieństwa, o których mowa w dzisiejszej Ewangelii to przede wszystkim wspaniała okazja, by zmienić nasze myślenie o Bogu. Bóg nie jest rachmistrzem, który zlicza nasze dobre uczynki, by móc nas lepiej kochać. Ogłosił swoje królestwo, ponieważ chciał nam okazać swoją miłość.
Kto skorzysta z tego nowego stanu rzeczy? Właśnie ubodzy, przegrani, wykorzystywani, skrzywdzeni…, ponieważ sam Bóg staje się ich opiekunem i obrońcą. Gdy sobie to uświadomimy, błogosławieństwa mogą do nas bardziej przemówić: błogosławieni ubodzy, ponieważ Bóg zmęczył się widokiem waszego cierpienia, ponieważ zdecydował się pokazać, że was kocha. Bóg jest miłosierdziem, a to oznacza, że swoją potęgę wykorzystuje na korzyść wszystkich potrzebujących. Nie może zatem być używany jako pretekst do podtrzymywania lub usprawiedliwiania jakiejkolwiek krzywdy. Błogosławieństwo nie przygniata tego, kto jest nim dotknięty, lecz go uwalnia! Jakże często w chwilach „opisanych” w błogosławieństwach: łzy, smutek, ubóstwo itd., słyszymy i powtarzamy, że taka jest wola Boża… Jakim prawem?!
Ubóstwo jest złem, z którym należy walczyć na wszelki możliwy nam sposób i nieustannie. Zauważmy istotne rozróżnienie: Chrystus szalenie ukochał ubogich, a nie ubóstwo! Ideałem nie jest ubóstwo, lecz miłość, która ubóstwu stawia czoła, by człowiek był bardziej człowiekiem. Czyż nie o tym mówił Pan, gdy przedstawiał nam wizję Sądu Ostatecznego? Czyż nie przestrzegał, że będziemy wówczas sądzeni nie z naszego mieć lub nie mieć, lecz z naszego nastawienia do tych, którzy odczuwają głód, pragną, bez odzienia, domu, dotknięci chorobami, przebywają w więzieniu…?! (por. Mt 25).
Czterem błogosławieństwom Łukasz przeciwstawia cztery „biada”. Na ogół określane są one jako przekleństwa; niestety niezbyt szczęśliwie. W logice Ewangelii chodzi bardziej o stwierdzenie faktu: jakże bardzo – mimo pozorów! – jesteście nieszczęśliwi, wy którzy tak myślicie i tak postępujecie… A zatem te trudne i bolesne stwierdzenia bardziej niż wyrokiem skazującym są zaproszeniem do nawrócenia.
Czy chcemy to uznać, czy nie – bogactwa stanowią zagrożenie. Dlaczego? Ponieważ nie pozwalają spojrzeć dalej, niż poza horyzont teraźniejszości i dóbr materialnych; ponieważ stanowią pokusę zamknięcia się w sobie i niedostrzegania, że wokół są inni ludzie; ponieważ w centralnym miejscu umieszczają siebie, nie zaś Boga, któremu jedynie ono się należy; ponieważ, mimo ułudy posiadania wszystkiego, zniewalają i uzależniają. Taki rodzaj zadowolenia z samego siebie zamyka człowieka na Boga… Jak Bóg może udzielić czegokolwiek komuś, kto czuje się pełny na wszelki możliwy sposób?!
Człowiek biedny, jeśli przeżywa swoje ubóstwo ewangelicznie – jest człowiekiem oczekującym… To dlatego całą swoją nadzieję złożył „u-Boga”. I dlatego, z całym spokojem i determinacją podejmuje walkę o lepsze jutro, tak aby osiągnąć stan „błogosławiony”, będący spełnieniem życzeń samego Boga. Amen.
Ryszard Wróbel OFMConv