VI Niedziela Zwykła (B)

strefywiaryhomilie, homilie-b

[Mk 1,40-45]

Zachęty św. Pawła, które przypomina nam dzisiejsza liturgia, są atrakcyjne, ale niezwykle wymagające, by nie powiedzieć – wręcz prowokacyjne.

„Wszystko na chwałę Bożą czyńcie”. Trudno nie zgodzić się z takim programem. Trzeba jednak ustalić, co się rozumie przez chwałę Boga, aby nie pomylić jej z naszymi upodobaniami, ambicjami, snami o potędze.

„Nie bądźcie zgorszeniem” dla nikogo. Nie oznacza to jednak zachęty do bycia nijakim, nic nie znaczącym, bezsilnym, obojętnym, bez wyrazu. Podobnie jak „podobanie się wszystkim” nie oznacza wyrzeczenie się własnego zdania, stosowanie uników, byleby zachować ‘święty spokój’.

„Nie szukając własnej korzyści, lecz dobra wielu”. Niektórzy rozumieją ten wymóg jako godzenie osobistych korzyści (oczywiście te są zawsze na pierwszym miejscu) z dobrem innych. Apostoł tymczasem używa wyraźnego rozdzielenia: „lecz”. A to znaczy, że aby być pewnym dobra drugich należy wykluczyć wszelką egoistyczna kalkulację. Nieco wcześniej stwierdził kategorycznie: „Niech nikt nie szuka własnego dobra, lecz dobra bliźniego!” (w. 24). Zatem raz jeszcze pojawia się owo ‘lecz”, które niweczy wszelkie próby zaangażowania się na rzecz drugiego, bez utraty czegokolwiek z naszej strony.

„Bądźcie naśladowcami moimi, tak jak ja jestem naśladowcą Chrystusa”. Wokół nas pełno ludzi, którzy chcą uchodzić za nauczycieli, mistrzów, przewodników, guru; którzy pragną, aby inni byli na ich obraz i podobieństwo. Św. Paweł nie mówi jednak „patrzcie na mnie”, lecz „bierzcie ze mnie przykład, ‘o ile ja’ wskazuję wam jedyny wzór – Chrystusa. Wzorujcie się zatem na mnie w moim naśladowaniu Chrystusa. Idźcie za mną jedynie i tylko wtedy, gdy rzeczywiście nie zbaczam z drogi, która prowadzi do Niego. Tylko taki powód może usprawiedliwić odgrywanie roli przewodnika duchowego.

Bardzo konkretny test na spraw­dzenie tego, czym jest naśladowanie zachowań Jezusa, podsuwa nam Ewangelia dzisiejsza opowiadająca o uzdrowieniu trędowatego. Trąd obrazował wszystko to, co było ‘nieczyste’, tak z punktu widzenia moralnego, jak i religijnego. Człowiek trędowaty nie tylko był uważany za ukaranego przez Boga, lecz musiał być wykluczony ze społeczności ze względu na przepisy Prawa i higieny. W konsekwencji był zmuszony przebywać poza środowiskiem ludzi, poza obozem, poza miastem. Jezus nie godzi się na taki stan rzeczy. W niektórych kodeksach (manuskryptach) Pisma św. słowa „zdjęty litością” zmienione są na „poirytowany, oburzony”. Miał do tego słuszny powód: ludzie próbują rozwiązywać pewne problemy… odsuwając je dalej od siebie, tworząc wokół siebie przestrzenie, do których niewygodni nie mają wstępu.

Ludzie w czasach Jezusa nie rozumieli (i dzisiaj nadal nie chcą zrozumieć), że oddalić nie znaczy uleczyć, że pozbyć się trudnych obecności nie znaczy uwolnić się od nich. W bardzo wielu scenach ewangelicznych Jezus obala podziały. Nie mają dla Niego sensu podziały typu żyd-po­ga­nin, porządny-podejrzany, przyjaciel-wróg. W Jego oczach istnieje tylko człowiek, bez jakichkolwiek dodatkowych określeń, stworzenie z którym trzeba nawiązać kontakt: wystarczy przypomnieć sobie rozmowę z Samarytanką, uwolnienie opętanego z Gerazy, przyjęcie u faryzeusza, spotkanie z chorymi przy sadzawce Betezda. Jezus nie boi się… ‘skażenia’ drugim człowiekiem! A skoro tak, to nie unikniemy istotnego pytania: Czy w naszych, chrześcijańskich środowiskach nie ma zbyt wielu ludzi… ‘wyłączonych’?

Chorzy na trąd, także dzisiaj (choć w dużo mniejszym zakresie) stanowią problem, tyle że najczęściej znajdują się… daleko od nas. Co jednak z ‘trędowatymi’, którzy żyją  tuż obok? To ci wszyscy, którzy nie podzielają naszych opinii, niesympatyczni, nudni, przychodzący nie w porę, trudni, przeszkadzający, problematyczni… Iluż z nich zostało wykluczonych z naszego rodzinnego, grupowego, wspólnotowego kręgu?

W szczególnych momentach wspomnień odbywają się tzw. apele poległych… Gdybyśmy odważali się, przynajmniej od czasu do czasu, na apel ‘nieobecnych’? Nieobecnych, bo… niechcianych, odrzuconych, przekreślonych, nie pasujących…

Eucharystia jest dziękczynieniem, także za to że jesteśmy razem… zgromadzeni wokół Tego, który chce nas zgromadzić razem, który za naszą jedność oddał swoje życie… Czy świadomość tego i wdzięczność za niezasłużony dar Jego miłości względem nas potrafi… otworzyć nasze serca?

Ryszard Wróbel OFMConv

<<< PoprzedniNastępny >>>