Łk 5,1-11
Wokół Jezusa gromadzą się tłumy spragnione Jego słowa. Ono właśnie, albo dokładniej – jego potęga – wydaje się być wspólnym elementem trzech, na pozór odrębnych scen: nauczania, cudownego połowu i pójścia za Jezusem. To właśnie słowo z bezpośrednich słuchaczy czyni osoby zainteresowane królestwem Bożym. Najlepiej widać to w scenie połowu. Piotr, pomimo własnego, sporego przecież doświadczenia zawodowego i życiowego, decyduje się na nowy, zdawać by się mogło bezsensowny, krok. Czyni to tylko ze względu na słowo Jezusa. Wygląda na to, że ten najwłaściwszy cud dokonał się w tym właśnie momencie, dużo wcześniej, niż obfity połów. Cudem jest bowiem zaufać słowu, które różni się od innych; cudem jest zaufać słowu, któremu zdają się przeczyć praktyka, doświadczenie i rzeczywistość.
Nasza mentalność nauczyła nas traktować słowo jako środek wyrazu myśli. Z ludźmi epoki Jezusa było nieco inaczej. Dla nich słowo jest zdecydowanie czymś więcej: jest źródłem siły, rzeczywistością żywą, zawierającą w sobie potencjał, ruch, działanie. Moc słowa zakorzeniona jest w osobowości tego, kto je wypowiada, jest uwolnieniem energii zdolnej powoływać do życia, a słowo wypowiedziane – tworzy rzeczywistość, którą oznacza. Stąd np. bierze się niezwykłe przywiązanie ludzi Wschodu do błogosławieństw i przekleństw: są oni przekonani, że w momencie wypowiadania, słowa stają się rzeczywistością, której nie da się już odwołać.
[Gdybyśmy nabrali podobnego przekonania, choć odrobinę, w naszym codziennym korzystaniu z języka!!!].
Słowo jest nie tylko nauczaniem; jest także rozkazem, nakazem, aktem stwórczym. Bóg powiedział i powstał świat, światło, woda, zwierzęta… Jezus mówi, i Jego słowo uzdrawia, ucisza burzę, rozmnaża chleb i ryby, odpuszczane są grzechy, umarli wracają do życia, sieć napełnia się rybami…
[Kiedy św. Franciszek znajdował na swej drodze strzępy pisanych tekstów, zbierał je z wielkim namaszczaniem, twierdził bowiem, że można z nich złożyć święte słowa. Dziwactwo? Niekoniecznie! Może jego praktyka powinna nam przysporzyć przynajmniej jedno pytanie więcej do codziennego rachunku sumienia, skoro – jak utrzymujemy – chcemy szukać woli Bożej…].
Co zatem z naszymi słowami? Czy możemy coś zrobić, aby nabrały one ponownie znaczenia? Aby stawały się faktami, a nie tylko czczą gadaniną?! Świat dzisiejszy potrzebuje prawdziwych słów, ponieważ potrzebuje… faktów.
Propozycja Jezusa brzmi bardzo konkretnie: Wypłyń na głębię! Z pewnością, nie chciał jej ograniczyć tylko do Piotra i kwestii połowu ryb… Chodzi o wejście w inny wymiar, o zgodę na to, by Jego słowo weszło w nas z całą swą mocą. Ramię Boga – zawsze mocne – nie zostało sparaliżowane. Jego Syn nadal działa. Cuda się zdarzają. To tylko my zatraciliśmy zdolność rozpoznawania Bożych śladów w naszym życiu, ponieważ bardziej chcemy widzieć, niż… słuchać! Dopóki „nasze połowy” nie staną się próbą odpowiedzi na Boże sugestie, pozostaną nieudane. Uwaga jednak: takich uszu, takiego serca nie jesteśmy w stanie stworzyć sobie sami. Możemy je otrzymać w darze od Stwórcy. Dlatego powinniśmy o nie prosić, a jeszcze bardziej o… zdolność ich przyjęcia, kiedy pojawią się w naszym zasięgu.
Najpierw słowo, a dopiero potem wszelkie inne działania na rzecz królestwa Bożego. Przestawienie tej kolejności zawsze okaże się szkodliwe: niekoniecznie dla nas, ale na pewno dla… królestwa, a przecież to Jezus decyduje o jego kształcie, formie i zwyczajach w nim panujących. Każdy impuls misyjny, ewangelizacyjny, katechetyczny jest weryfikacją autentyczności naszego umiłowania słowa, które pochodzi z ust Bożych. To umiłowanie rzeczywistego słowa – a nie naszych o nim wyobrażeń – staje się dla nas przepustką do życia.
Wyruszenie na głębię nie oznacza bezmyślnego kołysania się po wodach chrześcijaństwa – czasami można odnieść wrażenie, że za czymś takim tęsknimy – lecz oparcie się w życiu o jedyny, niepodważalny fundament, jakim jest słowo Boga. Gdzie go szukać? Odsyłam do podpowiedzi starotestamentowego mędrca: „Nie jest w niebiosach, by można było powiedzieć: Któż dla nas wstąpi do nieba i przyniesie je nam, a będziemy słuchać i wypełnimy je. I nie jest za morzem, aby można było powiedzieć: Któż dla nas uda się za morze i przyniesie je nam, a będziemy słuchać i wypełnimy je. Słowo to bowiem jest bardzo blisko ciebie; w twych ustach i w twoim sercu, byś je mógł wypełnić” (Pwt 30,12-14). I dalej: „Kładę przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo, miłując Pana, Boga swego, słuchając Jego głosu, lgnąc do Niego” (Pwt 30,19-20). Amen.
Ryszard Wróbel OFMConv