Łk 2,22-40
Punktem centralnym całego zdarzenia jest moment „objawienia” tożsamości Dziecięcia. Chodzi o rozpoznanie i mesjańskie homagium ze strony Symeona i Anny, którzy stanowią swoisty styk między Starym i Nowym Testamentem.
To spotkanie-objawienie ma miejsce w centrum religii Izraela, w świątyni. W słowach „teraz… zwalniasz swego sługę w pokoju”, które wcześniej wypowie Symeon, objawia się wzruszający oddech prorocki, a jednocześnie daje się słyszeć echo przyszłej misji Jezusa, rozumianej w kategoriach bardzo uniwersalnych. Horyzont orędzia Jezusa wychodzi daleko poza granice narodu wybranego. Oczy Symeona, z pewnością „ujrzały zbawienie” (Bóg jest wierny, Bóg dotrzymuje obietnic), ale to zbawienie jest dla wszystkich narodów, a nie tylko dla Izraela.
Dzisiaj słyszymy, że w swoim proroctwie Symeon zostaje wsparty przez prorokinię Annę. Także ona wskazuje na obecność Mesjasza.
W centrum zdarzenia jest Dziecię. Z administracyjnego punktu widzenia i Symeon i Anna byli ludźmi podeszłymi w wieku. W rzeczywistości jednak są młodzi. Lepiej – potrafili pozostać młodymi.
Kiedy ktoś nie oczekuje już nic od nikogo, kiedy pozwalał umknąć ostatniemu promykowi nadziei, w tym właśnie momencie zwala się na niego lód starości i skrzydło śmierci. Bardziej niż zbieraniem doświadczeń i rozczarowań, oboje zajęli się gromadzeniem nadziei. Nigdy nie wyrzekli się szaleństwa tej nadziei, na pozór niemożliwej. Pozostali „stworzeniami pragnienia”. Nie pozwolili ogarnąć się przyzwyczajeniom. Te same sprawy, te same osoby, ta sama praca, nie wysuszyły w nich świeżości życia. Mijające lata nie spowodowały zatwardzenia serca. Nie krytykowali instytucji świątyni z jej skostniałymi zwyczajami, a dzisiaj tak wielu z nas, w Kościele widzi źródło wszystkich kłopotów, którymi obdarza nas życie.
Możemy zatem zaryzykować stwierdzenie, że w świątyni, Dzieciątko zostało wzięte w ramiona chłopca imieniem Symeon i dziewczynki imieniem Anna. Dzieci zawsze rozumieją się najlepiej między sobą. Przecież i Matka Jezusa jest młodą osobą. I Józef także… bo jeszcze nie dostał się w ręce malarzy, którzy skutecznie dorysowali mu długą siwą brodę, a jego twarz poorali wiekowymi bruzdami.
Wszyscy zatem biorący udział w tamtej ceremonii wyrzekli się „starych rzeczy”, a otwarli się na „czasy nowe”. Uwierzyli Bogu, a Bóg zawsze jest nowy! Jest młody!
Opowiadanie kończy się wzmianką o powrocie świętej Rodziny do Nazaretu, gdzie chłopiec „rósł i nabierał sił, napełniając się mądrością”. Po świetlanym objawieniu, następuje powrót do codzienności, do szarości. Rozpoczynają się tzw. „lata ukryte” Jezusa. Dziecko, jedyne, cudowne, wspaniałe staje się jednym z wielu. Wydaje się, że światło zostaje przyćmione przez szarość codzienności, przez konieczności zwykłych zajęć, jakie składają się na normalne życie zwykłej rodziny.
Pamiętajmy jednak, że to nie ludzie decydują, kiedy światło musi ukazać się na nowo… Amen.
Ryszard Wróbel OFMConv