Niedziela Chrystusa Króla (B)

strefywiaryhomilie, homilie-b

J 18,33b-37

 

Tekst pozwala nam zrozumieć czym jest i na czym polega powszechne panowanie. Uderza jednak sposób ukazania tego: tekst ukazuje Jezusa podczas Jego męki, przed ludzkim trybunałem reprezentowanym przez Piłata. Być może oczekiwalibyśmy wielkiego przedstawienia, triumfalnego. Ale Jezus jest królem ukrzyżowanym. Tron Jego królowania to przeklęte drzewo; Jego chwała to w gruncie rzeczy upokorzenie; Jego moc – ukazuje całą Jego niemoc, bezsilność. Jeśli do tego zwrócimy uwagę na zasięg Jego królestwa, zdamy sobie sprawę, że nie rozszerzyło się ono poza małą grupę uczniów, którzy, poza tym, w chwili najważniejszej – pozostawili Go i zdradzili, woląc ocalić samych siebie, niż podzielić z Nim Jego los. Krzyż, serce męki, reprezentuje zatem „przegraną” Jezusa.

A zatem o jakim królestwie mówi liturgia Kościoła?

Aby to zrozumieć, musimy wyjść od optyki, która jest inna, niż nasza, od optyki ewangelicznej. Musimy odczytać mękę Jezusa w świetle wiary. Dla Ewangelii, prawdziwa królewskość, to ta Chrystusa ukrzyżowanego, który dobrowolnie ofiarowuje siebie samego. Uwaga jednak – to nie oznacza, że czynimy apologię krzyża czy cierpienia: chodzi wyłącznie o dar miłości!
Krzyż zatem jest podsumowaniem życia przeżytego w miłości. Była to miłość uparta, także w obliczu wyśmiania, bicia, nigdy się nie cofała, także w obliczu niesprawiedliwego oskarżenia.
Skoro Jezus zdecydował się kochać do tego stopnia i w taki sposób – ujawniając w ten sposób istotę królowania – to dlatego, że zawsze odrzucał kult „mieć” i „posiadać”, dwóch wielkich bożków, które w każdym czasie znajdują swoich kapłanów i swoje sanktuaria, swoje rytuały i propozycje zbawienia.
W mocy Jego Paschy zostaliśmy wprowadzeni w światłość Jego królestwa. Zrodzeni na nowo w wodach chrztu św. Jesteśmy powołani do życia zgodnie z otrzymanym darem, świadcząc o obywatelstwie w tym właśnie królestwie i o przynależności do Jezusa Chrystusa.

W jaki zatem sposób poświadczać naszą przynależność do tak rozumianego królestwa?

W oparciu o tekst Ewangelii… chodzi o poświadczanie prawdy, tak jak to czynił Jezus (por. w. 37). Co to znaczy? To proste: przyjmując przede wszystkim prawdę Bożą jako zasadę i ukierunkowanie własnego życia. W języku Janowym „prawda” oznacza projekt Boga względem człowieka, czyli całość wartości, które stanowią treść ewangelicznego orędzia.
Wierzyć, znaczy uznać zasadniczy fakt: miłość Boga do nas objawiała się w darze z Syna. Zatem, ktoś kto wierzy, wierzy przede wszystkim w miłość. Zbawienie człowieka (albo lepiej – przyjęcie zbawienia) zależy od przyjęcia lub odrzucenia boskiej miłości objawionej w Jezusie.
Obok obrazu miłości, tuż obok, pojawia się obraz krzyża: oto sposób w jaki Jezus ukazał swoją miłość do świata. Krzyż oznacza miłość pokonaną, a jednocześnie zwycięską; upokorzonego, a jednocześnie otoczonego chwa­łą; zdradzonego, a przecież wiernego. Nie zapominajmy, że to Sprawiedliwy został ukrzyżowany.

„Potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego”.

Zawieszony na drzewie hańby, Chrystus jest królem swej wspólnoty. To wywyższenie nie jest wyrazem dominacji, lecz wyboru jedynej siły: siły miłości.
Chrześcijanin znajduje zbawienie, patrząc w kierunku krzyża Chrystusa. Jednak ten nietypowy dar staje się źródłem kryzysu: może być bowiem przyjęty lub odrzucony. To ważny fakt, bo on oznacza, że sąd nie jest odłożony na czas ostateczny, na koniec świata: on dokonuje się tu, teraz, na ziemi. Człowiek sam na siebie wydaje wyrok. My, sami z siebie, jesteśmy zdolni nawet swój grzech ukryć, ale nigdy nie będziemy go w stanie zniszczyć… Jedynie łaska Boża może wyrwać nas z nieuleczalnego zła i uczynić z nas nowego człowieka. Zbawienie nie jest zatem naszą zasługą, nie jest w żadnym przypadku naszą własnością. Jest całkowicie darmowym gestem ze strony Boga.
Słowo Boże jest światłem, które pokazuje mi przede wszystkim mój grzech. Odbiera mi alibi. Ja tymczasem wolę gorszyć się problemami innych, minimalizując moje własne niedociągnięcia. Ale prędzej czy później słowo-światło prześwietli moje serce: „Ty jesteś tym człowiekiem!” Ty jesteś winny, nie kto inny. Grzech jest twoim grzechem, nie twego bliźniego… Dopiero jeśli zdam sobie sprawę, że każdy mój grzech jest rzeczywistą tragedią, miłosierdzie Boże okaże się dla mnie bezgranicznie wielkie.

Wołamy dzisiaj: „Zmiłuj się nade mną, Boże”. Zmiłuj się nade mną, czyli nie miej litości dla wykazywania mi mojego grzechu. Panie, nie oszczędzaj mnie w tym względzie. Nie może mnie uspokajać zdanie większości, opinii publicznej, mody, partii, ideologii będącej akurat przy głosie… Na temat grzechu – jako chrześcijanina – musi mnie interesować jedynie opinia mojego Boga!!!
Słowo Boże nie ogranicza się jednak jedynie do tego, by objawić człowiekowi jego grzech. Ono wcieliło się w ludzkie ciało i przyszło na ziemię, aby szukać grzesznika; i to nie po to, by go sądzić i skazać, lecz by go pojednać ze sobą. „Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu”.
Bóg nie zadawala się jedynie wytknięciem grzechu, lecz wskazuje na Swego Syna, poprzez którego pragnie nam ofiarować przebaczenie. Słusznie ktoś zauważył, że chorzy byli do Jezusa przynoszeni; na poszukiwanie grzeszników On sam wyruszał. On nie mówi do grzeszników w ogólności… zajmuje się każdym z osobna… i w ten sposób ich odzyskuje… Kiedy człowiek uznaje swój błąd… wtedy do akcji wkracza Bóg, i wtedy Bóg okazuje się Miłosierdziem!

Bóg „bogaty w miłosierdzie” nigdy nie kłamie. Nie może uczynić nic innego, jak tylko ogłaszać nieustannie swą wielką miłość do człowieka, miłość mocniejszą, niż ludzka zdrada. Krzyż zatknięty na Golgocie i zawieszony na nim Syn Boży jest najlepszym tego dowodem.

Ryszard Wróbel OFMConv

<<< Poprzedni