[J 10,27-30]
Czy zdarzyło się wam po wysłuchaniu kazania, homilii poczuć się… gorzej?!
Tego właśnie doświadczyli słuchacze Piotrowego przemówienia: „Gdy to usłyszeli – a on, bez zbędnych zawiłości i niuansów powiedział im, co myśli – przejęli się do głębi serca”. Nie było to tylko wzruszenie; oni naprawdę poczuli potrzebę wyjścia z niewłaściwej sytuacji, w której się znaleźli. Stąd jednoznaczne, proste, szczere pytanie: „Cóż mamy czynić, bracia?”.
Dla jasności: słuchacze Piotra nie oczekują od Apostoła listy rzeczy dozwolonych, koniecznych czy zabronionych. Jego słowa nie mają charakteru moralizatorskiego, lecz teologiczny, dlatego nie można ich zmieniać w banalny wykaz zakazów i nakazów.
W relacjach z Bogiem zawsze chodzi o życie. Należy je w całości (a nie tylko w niektórych przejawach) inaczej ustawić. Tu chodzi o odmienny, nowy sposób patrzenia, osądzania, oceniania, wartościowania. Trzeba nie tylko unikać zła, ale przede wszystkim zejść z wcześniejszego, mylnie obranego kursu.
Uważajmy, aby Piotrowego zaproszenia do nawrócenia i ochrzczenia się nie potraktować jako spraw „dokonanych”, czyli już nas niedotyczących. Może się okazać (i niestety się okazuje), że przeszliśmy kolejne etapy naszego chrześcijańskiego wtajemniczenia, wielokrotnie doświadczaliśmy przebaczania grzechów, a ciągle nie dokonaliśmy pierwszego kroku: nawrócenia!!!
Jeśli po usłyszeniu słów Piotra, wiemy co mają zrobić… inni (!) to dowód, żeśmy się tymi słowami zupełnie nie przejęli. To nastąpi dopiero wówczas, gdy uświadomimy sobie, że oto nadszedł czas, abym wreszcie zacząć zmieniać siebie. To stanowczo za mało zachwycić się usłyszanym słowem: „jakie piękne kazanie”; jeśli nie czujemy w sercu potrzeby nawrócenia, nawet najwspanialsze słowa pozostają jedynie … mową bezużyteczną.
Kierunek został określony w sposób jednoznaczny, dlatego nie możemy się dalej tłumaczyć: „Jesteśmy jak owce bez pasterza”. Naszym Pasterzem i Stróżem dusz naszych jest Jezus Chrystus. To właśnie figurę Dobrego Pasterza przypomina nam dzisiejsza Ewangelia.
Ja jestem bramą owiec… A brama działa w dwóch kierunkach: otwiera się i zamyka. Jest bramą wykluczenia dla złodziei i rozbójników; jest bramą dostępu dla prawdziwych pasterzy. Pozostaje zamknięta dla tych, którzy szukają własnej chwały i egoistycznych korzyści; pozostaje otwarta dla tych, którzy chcą swoje życie poświęcić, aby owce (osoby) miały życie w pełni.
Relacja, która się tworzy pomiędzy Pasterzem i owcami nie ma charakteru prawnego, rytualnego, doktrynalnego; jest to relacja dająca przede wszystkim życie! To ona liczy się przede wszystkim.
Prawdziwy Pasterz pozostawia owcom wolność, więcej – On sam je wyprzedza na drodze wolności. „Wyprowadza je”, a one idą za Nim. Potrzeba jednak, by owce pozostały głuche na wszelkie inne obce głosy (złodziei i rozbójników), które pragną je nie tyle „wyprowadzić”, co uwięzić, otoczyć, ograniczyć, zniewolić, przymusić, a wszystko oczywiście pod pretekstem… wolności. Przy odrobinie nawet szczerości i szacunku dla samych siebie tych tak odmiennych głosów nie można pomylić. Bądźmy zatem rozważni w naszym słuchaniu.
Należeć do Kościoła, do stada Jezusa nie oznacza bycie anonimowym elementem tłumu, chodzenia ze spuszczoną głową, wyrzekania się własnego myślenia itp. Dobry Pasterz stoi na straży mojej wolności i mojej godności. Nie myśli za mnie i nie decyduje za mnie, ponieważ traktuje mnie jak… człowieka, swoje stworzenie odpowiedzialne i dojrzałe. Jestem przy tym dla Boga interesujący, jestem w Jego oczach wartością, On mnie zna po imieniu.
Jakkolwiek obrazy, którymi się posłużył Jan ewangelista mogą być trudne w odbiorze dla naszej współczesnej mentalności, to należy pamiętać, że tematem dzisiejszej Ewangelii nie są owce, tylko miłość, wewnętrzna więź, która łączy Jezusa i Jego uczniów.
Życie – zatem – jest bezpieczne tylko w ruchu, byle były to… Boże drogi, bylebyśmy zwracali na nich uwagę na… Jego drogowskazy.
Natknąłem się kiedyś na rozważanie, które można by nazwać „modlitwą owcy”. Przytaczam je w nadziei, że stanie się okazją do głębszych przemyśleń.
„Panie, ja także jestem częścią Twojego stada. Mam jednak nieciekawy zwyczaj pozostawania na jego… końcu. Nie chcę się do tego przyznać, ale kuśtykam w ostatnim szeregu. Chcę Ci dziś powiedzieć, co tam się dzieje.
Jeśli chodzi o narzekanie, to się narzeka, i to jeszcze jak! Droga jest trudna, nogi bolą, słońce przypieka, pragnienie się wzmaga, pył zatyka gardła, a psy, które krążą wokół, ciągle są gotowe do ataku, gdy którakolwiek z nas choćby na chwilę zboczy z drogi. A Ty, Panie, idziesz do przodu swoim krokiem (za którym nie możemy nadążyć!), aby zdążyć na miejsce wspaniałych spotkań, na które my nie mamy wcale ochoty dotrzeć. Dlaczego podążasz tak szybko? Dokąd chcesz nas zaprowadzić? Trudno nam to wszystko ogarnąć. Nie zdajesz sobie sprawy, że nie dajemy rady?! Wiemy dobrze, że Ty jesteś dobrym Pasterzem, który prowadzi nas po właściwych ścieżkach (por. Ps 22,2), ale czy nie mógłbyś nas prowadzić drogą łatwiejszą, prostszą, mniej angażującą?
My, z tyłu grupy, wędrujemy zawsze ze spuszczoną głową, i widzimy jedynie „tyły” tych co idą przed nami i drogę z jej pyłem, kamieniami, kolcami. Takiej drogi nie jesteśmy w stanie pokochać. Ale gdzieś w głębi serca czujemy doskonale, że musimy wreszcie nauczyć się podnosić głowę i zacząć przede wszystkim spoglądać na Ciebie: wtedy Ty – tak jak być powinno – staniesz się dla nas Drogą, Prawdą i Życiem!”.
Amen.
Ryszard Wróbel OFMConv