[Łk 1,26-38]
Obietnic Boga nie powinniśmy mylić z naszymi przewidywaniami.
Oto dwa sposoby interpretowania Adwentu, przeżywania oczekiwania: jeden reprezentowany przez króla Dawid, drugi – przez Maryję z Nazaretu. Dawid zatroskany o to, by przygotować godne, ale zewnętrzne miejsce dla swojego Boga. Maryja gotowa ofiarować wewnętrzną przestrzeń, aby słuchać i przyjmować. Dawid zapatrzony w swój własny projekt, któremu daleko do planów Boga. Maryja zdolna wejść w plany Boże, bez wcześniejszych wyjaśnień i z nastawieniem pełnym otwartości do jakiej zdolne jest tylko stworzenie w pełni wolne.
Przygotowania króla, mimo że szczere i podbudowane dobrą wolę zostają odrzucone. Pragnienia Bóg sięgają dalej, niż nawet najśmielsze ludzie plany. Nie zgadza się z królewskimi snami o wielkości, z zamiarem zbudowania przez niego świątyni konkurującej z tymi, które inne narody wystawiły swoim bóstwom. On bardziej niż w konstrukcjach z kamienia pragnie zamieszkać w sercu swego ludu, od monumentalnych budowli, woli „żywe” kamienie. Lekcja wynikająca z tego porównania jest nad wyraz przejrzysta: obietnic (a zatem i pragnień) Boga nie należy mylić z przewidywaniami i oczekiwaniami ludzi. Niestety, zbyt często także nasz Adwent nosi znamiona Dawidowego „programowania” Bogu Jego działań.
W dawniejszych czasach Adwent (tym bardziej Nowenna przed uroczystością Bożego Narodzenia) były okresami bardzo istotnymi w chrześcijańskim oczekiwaniu na przyjście Pana. Dziś, w tym okresie, bardziej niż kościoły zatłoczone są supermarkety. Wielu chrześcijan jest tak zajętych świętami, że nie jest w stanie przygotować się do… Bożego Narodzenia, a niekiedy w ogóle o nim zupełnie nie myślą. Lista prezentów… (ważne by kogoś nie przeoczyć)…; właściwe, tradycyjne potrawy (książki kucharskie, zwłaszcza te z klasztorów są dzisiaj szczególnie w modzie)…; kolejny zestaw modnego ubrania … (aktualny kryzys pewnie w tym nie przeszkodzi)… A kiedy człowiek objuczony paczkami dociera wreszcie do swojego domu z ulgą wyznaje: „Całe szczęście, że Boże Narodzenie wypada raz do roku”. I nierzadko bywa, że właśnie wówczas uświadamia sobie, że czegoś jeszcze brak…
Tymczasem brakuje… Kogoś! Przede wszystkim Kogoś! Także ciebie siostro i bracie. Nie wystarczy porządnie przygotować Boże Narodzenie, trzeba się jeszcze samemu przygotować… do niego! Gdy w tym czasie brakuje Jezusa, najważniejszej Osoby, niezastąpionej, święta nie będą miały sensu. Błyszczące świecidełka jedynie podkreślają ciemność, tradycyjne drzewko nigdy nie zapuści korzeni, ofiarowany dary tracą szybko na wartości, stół uginający się pod ciężarem potraw będzie raził samotnością, odświętne stroje ukryją jedynie wewnętrzną pustkę.
Na szczęście jest Maryja, która potrafi wskazać nam to, co istotne, zachwycić nas ubogacającą prostotą: czyni to poprzez pouczające milczenie które jest mocniejsze, niż niejedno słowo; poprzez pełne życzliwej uwagi wsłuchiwanie się; poprzez niebywałą zdolność przyjmowania propozycji Boga; poprzez delikatną dyspozycyjność. Bóg Jej potrzebuje. Potrzebuje stworzenia, które nie przeciwstawia się Jego planom, które gotowe jest zmienić swoje ludzkie plany, aby mógł się zrealizować nieoczekiwany plan Boga.
Wydaje się, że dla Boga świątynia-pomnik jest za ciasna. Tylko świątynia ciała ludzkiego może pomieścić Jego chwałę. Jedynie małość jest w stanie pomieścić wielkość Boga. Jedynie najmniejsza przestrzeń jest w stanie udzielić gościny nieskończoności.
Maryja zrealizowała (albo raczej pozwoliła na jej zrealizowanie) rzecz wyjątkową – sprawiła, że Bóg znalazł wreszcie swoje mieszkanie! Bóg jest wreszcie w swoim domu, bo jest w… naszym.
Bóg nadal potrzebuje stworzeń, które są w stanie powiedzieć: „Oto jestem, Panie…”.
Ryszard Wróbel OFMConv