I Niedziela Adwentu (A)

strefywiaryhomilie, homilie-a

[Mt 24,37-44]

Czas Adwentu, którym rozpoczynamy nowy rok liturgiczny, naznaczony jest koniecznością przebudzenia i nakazem… wyruszenia w drogę. Już na samym początku musimy jednak zweryfikować tradycyjny obraz oczekiwania, tak mocno związany z tym szczególnym okresem. Trzeba nam się wyzbyć mylnego obrazu oczekiwania. Nie czekamy jedynie, aż nadejdzie Boże Narodzenie (pierwsze przyjście Jezusa na ziemię w tajemnicy Wcielenia); nie czekamy jedynie, aż „dzień ostatni” (drugie przyjście Jezusa przy końcu czasów – nazywamy je paruzją) spadnie na nas znienacka [prawdę powiedziawszy wolelibyśmy, aby to nastąpiło możliwie jak najpóźniej…]. Tak rozumiane oczekiwanie oznacza bezruch, zastój, odpoczynek; ono tymczasem jest… „skierowaniem ku”, zakłada umiejętność – wręcz konieczność – przebudzenia się i podjęcia decyzji ruszenia w drogę.

Dzisiejsza Ewangelia uzmysławia nam, że istnieją różne sposoby zasypiania…

Uśpionym można być nawet pośród największego zabiegania; przykładem takiego właśnie zachowania byli mieszkańcy Niniwy, którzy jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali, czyli oddawali się normalnym codziennym sprawom i… „nie spostrzegli się”! Potop, który nadszedł pochłonął ich wszystkich. Wniosek nasuwa się sam: najbardziej dostrzegalnym objawem takiego chorobliwego stanu rozespania jest nie zdawanie sobie sprawy z tego, co się naprawdę dzieje, jest rozmijanie się z historią, jest nierozumienie znaków czasu, jest pomijanie rzeczywistych zagrożeń… Dotyczy to również spraw Bożych, które winny być realizowane zgodnie z zamiarami Stwórcy, a nie tylko w oparciu o naszą ludzką samowystarczalność.

W takim kontekście warto przyjrzeć się naszemu sposobowi dawania świadectwa Dobrej Nowinie, którą pozostawił nam nasz Pan i Zbawiciel. Z pomocą przychodzi nam św. Paweł. Oprócz zagrożeń wynikających z hulanek i pijatyk, rozpusty i wyuzdania (jesteśmy się jakoś w stanie zgodzić na ich szkodliwość) wskazuje również na „kłótnie i zazdrości”,  okrutne zło, które na przestrzeni wieków nigdy nie oszczędziło wspólnot chrześcijańskich (i nic nie wskazuje, abyśmy my dzisiaj byli od nich wolni). Karierowiczostwo za wszelką cenę, partykularne interesy, zatargi, małostkowość, bezduszna konkurencja, zawiść… (listę można wydłużać) – to zachowania odwracające naszą uwagę od rzeczywistych problemów, którymi powinniśmy dzisiaj stawiać czoła w imię wierności Ewangelii. Nie będzie przesadą uznać więc wezwanie Apostoła „obudźcie się!”, za skierowane do nas!

Pora zdać sobie sprawę, że Bóg wszedł już w historię ludzi, że ta chwila już trwa i trwać będzie wiecznie. Zatem, to co robię dzisiaj, wpisywane jest na konto mojej wieczności; nie ma innego sposobu zasługiwania na wieczność jak… chwila obecna. „Obyście usłyszeli dzisiaj głos Jego: nie zatwardzajcie serc waszych…” (Ps 95[94],7-8). Należy wreszcie uznać, że nadszedł już czas, by odrzucić uczynki ciemności (zwłaszcza wtedy, gdy pozornie służą sprawom Bożym). Należy zdać sobie sprawę, że jeśli nasze ręce nastawione będą jedynie na gromadzenie, pozostaną zawsze puste; gdy nasze serce wypełni jedynie przeciętność i niewierność, pozostanie ono poważnie obciążone. Należy dopuścić świadomość, że zło tkwi w nas samych i nie można się nieustannie tłumaczyć, że winę ponoszą zawsze ci inni.

Prorok Izajasz (I czytanie) przytacza nam wizję świata, w którym zanikła sztuka walki, i to definitywnie, ponieważ nie ma już chętnych, by się nią zajmować; narzędzia śmierci zostały przekute na narzędzia życia. Kiedy słyszymy takie teksty i jednocześnie znamy historię świata, może się w nas pojawić zniechęcające westchnienie: „To zbyt piękne, żeby było prawdziwe”. Tymczasem prawda Ewangelii zachęca nas do paradoksalnie przeciwstawnego stwierdzenia: „Zbyt piękne, by nie mogło być prawdziwe”.

Jeśli do naszych codziennych spraw realnie dopuścimy Boga – wszystko stanie się możliwe; marzenia staną się rzeczywistością, a nawet obowiązkiem. Dla człowieka prawdziwie wierzącego wierność „snom” jest dowodem największego realizmu. Wielu z nas śpi, ponieważ nie chce stawić czoła wyzwaniom życia próbując jedynie zachować raz ustalony i osiągnięty porządek rzeczy; twierdzi przy tym, że tak jest i być musi, bo to wola Boża.

Paweł ostrzegał: „Noc się posunęła, a przybliżył się dzień”. Po dwu tysiącach lat nie wygląda na to, że nastąpiło jakieś nadzwyczajne przebudzenie w tym względzie… i wielu z nas, chrześcijan, nadal drzemie. Warto więc postawić dzisiaj pytanie o przyczynę tej sytuacji: nie zadziałał ów sygnał nawołujący do przebudzenia, czy też my, śpiący, nadal nie chcemy go usłyszeć? A może oba te czynniki razem?

Z przykrością muszę wyznać, że faktycznie nie brakuje takich wystąpień, kazań, listów pasterskich, które raczej… utwierdzają nasz błogostan i w żaden sposób nie ośmielają się spędzać nam snu z powiek.

Ale też i prawdą jest, że wielu słuchających (także tych praktykujących) wmontowało w swoim sercu takie zabezpieczenia, które nie dopuszczają, aby słowo Boże nieustannie kierowane do nich mogło w jakikolwiek sposób zakłócić ich uporządkowany po ichniemu styl życia. Takie świadectwo życia nie pozwala wierzyć, że tacy chrześcijanie przywdziali „zbroję światła”, o której mówi św. Paweł, a która byłaby dowodem, że logika Ewangelii odgrywa decydującą rolę w codziennych decyzjach ludzi przyznających się do Jezusa.

Tylko przebudzenie, o które woła dzisiejsza liturgia, pozwoli na wyobrażenie sobie innej, lepszej rzeczywistości; co więcej – ta właśnie, inna rzeczywistość, okaże się „zbyt piękna, by nie mogła być prawdziwa” i… możliwa do zrealizowania. „Przebudźmy się” zatem i przestańmy stawiać Bogu opór. Amen.

Ryszard Wróbel OFMConv

<<< Poprzedni