Maryja całkowicie przeżywała swoje macierzyństwo także w sensie ludzkim, włączona w rytm praw natury. W Jej ciele rosło i poruszało się coś, Ktoś. A Jej serce nawiązywało relację z tym „czymś” żyjącym w Jej łonie. Karmiła je swą krwią, ale i swą miłością. Jak wszystkie matki, Maryja liczyła miesiące i dni.
Szła do studni…
I pozdrawiała ludzi…
Szła tam, gdzie piecze się chleby…
Szła spać…
Szła do świątyni…
Szła ulicą miasteczka…
W końcu znalazła się szopa…
W niebie był jeszcze Gabriel…
A pasterze pytali: „To On?”…
i odpowiedziała: „Tak”
Macierzyństwo Matki Bożej jest darem z wysoka i cudem. Ale jest w nim także Jej udział, Jej osobowość. Matka zależy Od Syna i Syn zależy od Matki. Relacja nawiązana pomiędzy Nimi, to rzeczywistość złożona i cudowna, która nigdy nie będzie zatarta. Jezus zawsze będzie nosił na sobie znak przyjęcia przez Maryję, Jej łagodności, Jej całkowitego oddania będącego obfitą nagrodą w odrzuceniu, którego doświadczy ze strony ludzi.
Matka zawsze oczekuje…
I kiedy wyruszył na drogi
Zostałaś na progu
By patrzeć, jak się oddala.
Wieczorem oczekiwałaś,
by wiatr przyniósł Ci od Niego jakiś znak…
Matko Chrystusowa, módl się za nami.
Dołącz także nas do tych, których oczekujesz.